Wydarzenia na S/S E. Sauber

·

Marcowy poranek 1945 rok, gdański port osnuty w tumanach mgły, mgły, która jest wypuszczana z nabrzeży portu, by chronić port przed nalotami i ostrzelaniem z morza przez nieprzyjacielskie okręty. Jest tu kilka statków przycumowanych do nabrzeży portu, są trzy handlowe statki, kilka patrolowych kutrów typu KFK i jeden okręt wojenny, który stoi przycumowany w głębi basenu portu. Jest to niemiecka flota, która oczekuje na wyjście z portu. Panuje cisza, nie pracują dźwigi, nie słychać charakterystycznego hałasu pracującego portu. Co pewien czas nie widać portu, który zasnuwa mgła, sztuczna mgła?
Duży ruch panuje przy okręcie wojennym, a na nabrzeżu, przy którym jest on przycumowany stoją samochody, z których wyładuje się skrzynie i umieszcza się je w pomieszczeniach okrętu, marynarze ci pracują w ciszy i szybko, widać tu wielki pośpiech. Co pewien czas z komina okrętu wydobywa się dym, co świadczy, że okręt jest już przygotowany do wyjścia w morze? Również i stojące kutry patrolowe są w gotowości by w każdej chwili wyjść w morze i patrolować. Wśród stojących statków handlowy stoi statek o nazwie o nazwie s/s „EMILA SAUBER”. Ma się wrażenie, że dla tej floty i portu zatrzymał się czas, a wszystko zostało okryte mgłą.
To są tylko pozory, bo gdy na chwile zanika mgła widać, że wyszły w morze stojące kutry patrolowe, jednak port pracuje, pracuje w wielkiej ciszy.
Przy statku s/s „EMILA SAUBER” tu na nabrzeżu jest tłum ludzi, panuje jakieś zamieszanie wśród tej społeczności, jedni odchodzą od statku, inni gromadzą się przy trapie, wejścia na statek pilnują marynarze.
S/s „EMILA SAUBER” jest niewielkim statkiem, parowcem, ma trzy ładownie w których przewoziła węgiel, stalowe blachy do stoczni i inny ładunek. Statek ten ma dużą maszynę parową, dwa potężne kotły, a wszystko to daje statkowi szybkość dziesięciu węzłów, jest dobrze utrzymany. Dziś statek ten będzie przewoził w swych ładowniach inny towar, będzie przewoził w swych ładowniach coś, czego nigdy jeszcze nie przewoził. W swoich ładowniach będzie dziś przewozić najcenniejszy ładunek – życie, ludzkie życie. Nie jest to statek pasażerski. Nie ma tu kabin dla pasażerów, te kilka kabin na pokładzie jest dla załogi statku. Kabiny załogi są bardzo skromne, załoga, marynarze, palacze mają swoje pomieszczenia pod pokładem na rufie statku, w pomieszczeniach tych panuje wilgoć i zaduch, koje są mocowane do burt statku, nieoszalowane blachy statku powodują, że na ścianach i suficie skrapla się para. Kapitan i oficerowie mają swoje pomieszczenia na śródokręciu statku, tu znajduje się kuchnia statku i mesa dla załogi. Jest tu pokład szalupowy z dwoma szalupami, mostek kapitański a nad tym wszystkim góruje potężny komin statku. Dwa wysokie maszty, kilka wind ładunkowych, tak wygląda statek. -Na pokładzie statku panuje ruch, marynarze statku prowadzą grupki ludzi do któreś z ładowni. Ci ludzie to cywile, niemieccy uciekinierzy, którzy pozostawiają wszystko, cały swój dobytek ratując swoje życie ucieczką na zachód. Każdy z tych ludzi ma w ręku jakiś mały pakunek, małą walizkę, jakieś zawiniątko, odzież, a są i tacy, że mają na swych ubraniach zawieszony jakiś kubek blaszany, miseczkę czy inne naczynie. Idą za marynarzem, który pokaże gdzie będą przebywali w czasie, gdy będą płynąć na statku, w rejsie. Nadzieją, że ten, ich statek szczęśliwie dotrze do celu podróży..
Niepewnie schodzą po prymitywnie zbitych z desek schodach, schodzą do ładowni statku. Na nabrzeżu, tuż koło trapu jest tłum ludzi, którzy chcą już wejść na ten statek, być na jego pokładzie, by nie zostać tu na lądzie, boją się zbliżającego się frontu ze wschodu. Wejścia na trap statku pilnują marynarze, pilnują porządku, bezpieczeństwa przy wchodzeniu po trapie na statek. Stojący oficer statku sprawdza dokumenty, zabrania zabierania dużego bagażu. Ludzie są zdziwieni postawą oficera, a on im tłumaczy – niech wybierają bagaż albo człowiek i jego życie. Wśród ludzi panuje wielka rozpacz, są tacy, że proszą by pozwolono im zabrać te kilka rzeczy, które uciekając z miejsca gdzie mieszkali, które zdołali ze sobą zabrać.
Tylko to co masz na sobie i życie. Jedno prawo jest dla wszystkich -dobytek czy kogoś innego życie. Tu muszą pozostawić swój uratowany dorobek, zostawić pod ścianą magazynu portowego. Ktoś odchodzi spod trapu statku i idzie pod ścianę magazynu i czegoś szuka w bagażu, który tu już zostanie, szuka jakiegoś drobiazgu, który będzie mu przypominał jego młodość, miłość, dom a może kogoś, kto tam gdzieś pozostał pilnować dobytku. Inny klęczy na ziemi i obejmuje ramionami to, co tu pozostawia swój dobytek, modli się, płacze, nie chce się rozstać tym, co tu leży pod ścianą magazynu portowego, przecież to było jego całe życie, a teraz? Ma jeszcze tylko życie, smutek i nadzieję, że chociaż to uratuje. Nie można tego opisać, tej rozpaczy tych ludzi, tej tragedii, jaka rozgrywa się na nabrzeżu, pod burtą zacumowanego statku s/s „EMILA SAUBER”.
Są tu pożegnania i rozstania, płaczą ci, co odchodzą w stronę portowej bramy i ci, co wchodzą po trapie na pokład statku i ci, co już są na pokładzie statku.
Ci ludzie zgromadzeni na nabrzeżu przy burcie statku są różnego wieku, większość to kobiety i dzieci, jest i kilku mężczyzn, są starzy i chorzy. Wszyscy mają jeden wyraz twarzy -rozpacz. są i tacy którzy zabierają swoje rzeczy, swój dobytek i idą w stronę bramy portowej, idą powoli, nie są pewni swego wyboru, ale odchodzą od tych, co się gromadzą na nabrzeżu przy burcie statku, po chwili znikają we mgle, którą okryty jest port gdański.
Ale są i tacy, którzy nie wiedzą, co czynić, siedzą na tych swoich rzeczach, na swoim uratowanym dorobku, patrzą na tych, co są na statku i na tych, co dochodzą w kierunku bramy portowej. Wstaje taki człowiek, podnosi swój bagaż i już wydaje się, że wie, co ma wybrać – statek czy bramę. Nie znowu siada ten człowiek ma pochyloną głowę i płacze i pyta głośno, ludzie, co mam robić? Nikt mu nie odpowiada, musi sam wybrać swój los. Przecież nie ma gdzie wracać, tam już jest front, wojna. A tu? Kto to wie, jaka jest nadzieja?
Na nabrzeżu przy burcie statku już nie jest tak tłoczno jak było kilka godzin temu, tu na nabrzeżu są ci, którzy jeszcze się zastanawiają – tułaczka czy morze. Inni schodzą z pokładu statku, uciekają ze statku przerażeni tym, co zobaczyli, te ciemne głębokie ładownie, w których będą przebywali podczas tej niepewnejucieczki. Biorą spod ściany swoje rzeczy i szybko odchodzą w stronę bramy portowej, spieszą się by się nie rozmyślić czy dobrze czynią.
To prawda, że warunki na statku są nie przystosowane dla tych uciekających ludzi są więcej jak straszne,. Wielkie głębokie ładownie statku a w nich są porobione z drewna -jakieś podesty, jakieś schody, wszystko po to by ci, co będą tu w tym rejsie mieli, chociaż gdzie posiedzieć, może poleżeć. By można było zabrać jak najwięcej ludzi-uciekinierów.
W ładowniach panują półmrok by nie powiedzieć ciemności, bo te kilka świecących się żarówek powieszonych hen wysoko, nie oświetla wnętrze ładowni. Ładownie są pozamykane, tylko tam gdzie jest zejście do ładowni widać trochę światła dziennego, nad tymi drewnianymi schodami.
Po schodach wciąż chodzą ludzie, jedni schodzą inni wychodzą, wychodzą ci, którzy nerwowo nie wytrzymują tego zaduchu i ciemności w ładowniach, a ci, co wchodzą boją się by ktoś im nie zajął wyznaczanego przez marynarzy miejsca.
Ci, którzy tu na tych drewnianych podestach. Półkach, klatkach siedzą i już się pogodzili ze rzeczywistością, siedzą i patrzą w mały kwadrat otwartego luku ładowni gdzie widać kawałek nieba. I chyba sam Pan Bóg się ulitował nad tą straszną tragedią ludzką, bo pokazało się słonce, którego jakieś zbłąkane promienie oświetlają otchłań ładowni.
Ale i promienie słoneczne są jakieś inne, jakieś smutne i po kilku minutach giną gdzieś w chmurach i mgle. Z pokładu patrzą stłoczeni ludzie na nabrzeże, patrzą na ścianę magazynu, pod którą leży ich dobytek. Oni popłyną, a tu pozostanie ich cześć życia.
Są i tacy, co nieśmiało spoglądają w stronę bramy portowej i myślą że jest jeszcze czas by zejść ze statku i uciec, ale gdzie? Wszyscy ci mają łzy w oczach, nie kryją się tym, że płaczą. Płaczą nad sobą, bo ich spotkało nieszczęście a może płaczą, bo nie znają swojej przyszłości. Zapada zmrok a ci, co stoją tu na pokładzie statku patrzą, patrzą na port, na magazyny na hen daleko widoczną ciemną wieżę kościelną, chcą zapamiętać to, co jeszcze dziś mogą zobaczyć, zapamiętać, Ktoś schodzi z statku i idzie pod magazyn, szuka swego bagażu i z niego wyjmuje jakiś drobiazg, coś, co będzie mu przypominało-dom, kogoś, aby jeszcze dotknąć tego, co było jego. Takie jeszcze jedno małe pożegnanie i wraca na statek.
Ci z pokładu patrzą – pod ścianą magazynu na tych rzeczach siedzi dwoje starych ludzi, kobieta i mężczyzna, siedzą przytuleni do siebie, trzymają się za ręce. Są przykryci jakimś kocem a może to płaszcz.
Siedzą i nie zwracają uwagi, że zaczyna prószyć śnieg, siedzą i jakoś dziwnie się kołyszą, patrzą sobie w oczy, nawet już nie płaczą, bo i łez już im brak, tylko ten grymas na twarzach im pozostał. Myślą o tym by zasnąć. Przyjdzie sen, mróz, który ich przeniesie w inny świat, do szczęśliwego świata. Są szczęśliwi, że w tej ostatniej chwili są razem i że razem tam będą. Ze statku schodzi marynarz i idzie to tych dwojga siedzących na pozostawionych rzeczach, odsłania ich twarze, tłumaczy, że już czas by wejść na statek, statek musi już wyjść w morze.
Chce pomóc im wstać z tych bagażów, na których siedzą, nie, oni tu już pozostaną, marynarz to patrzy na statek, to na tych tu siedzących, po chwili wchodzi na statek. Ci dwoje przypominają ludzi oczekujących na pociąg. Ich pociąg też przybędzie, chociaż nie wiedzą jak długo przyjdzie im czekać, muszą czekać a później pociąg ich dowiezie do szczęśliwego innego świata, gdzie będą zawsze razem.
Marynarz znowu schodzi ze statku, w rękach ma jakieś naczynie, w którym jest coś gorącego, podaje tym dwojgu, mówi do nich, pokazuje statek, po chwili wie, że ci dwoje tu zostaną. Pod stopy kładzie im walizkę, drugą osłania ich od lekkiego wiatru i prószącego śniegu.
Marynarze już podnoszą trap statku, ci dwoje pozostają pod ścianą magazynu portowego, chociaż mają oczy otwarte nie widzą tego, co dzieje się wkoło nich, tylko usta tych dwojga starych ludzi poruszają się, modlą się bezgłośnie. Prószący drobniutki śnieg niczym piękna biała zasłona osłania to, co jest pod ścianą magazynu. Na pokładzie statku marynarze tłumaczą tym, co stoją, na pokładzie by zeszli do swych pomieszczeń, tam na dół, do ładowni. Chodzi o ich bezpieczeństwo, bo w każdej może być nalot, powstałaby panika, ludzie nie zdążyliby opuścić pokładu. Jest już późny wieczór, na statku panuje ciemność, obowiązuje zaciemnienie i cisza.
Ludzie, uciekinierzy schodzą z pokładu, są tacy, którzy boją się ciemności w ładowniach statku, ale rozkazy wojenne wszystkich obowiązują, jest tu kilku żołnierzy, którzy mają pilnować porządku. Ile ludzi jest na pokładzie statku wie tylko kapitan i jego oficer, jest ich z pewnością bardzo wielu. Pokład statku pustoszeje, chociaż na rufie statku za małą nadbudówką stoi kilkunastu ludzi i patrzy w stronę bramy portu, nic nie widać, ale tam jest brama, może uciec ze statku? Na mostku już wszystko jest przygotowane do rzucenia cum i wyjścia statku w morze, tu na mostku również panuje cisza, półmrok i tylko parę małych punktów świetlnych trochę oświetla telegraf manewrowy, ster, i jeszcze maleńkie światełko nad maleńkim pulpicie, na którym leży otwarty, gotowy do wpisywania manewrów i innych zdarzeń Dziennik Statku.
W maszynowni tam na dole jest już wszystko przygotowane do manewrowania. Maszyna główna by miała potrzebne parametry manewrowe obraca się dwa trzy obroty naprzód to znowu dwa trzy obroty wstecz, grzeje się jak mówią mechanicy. W kotłowni panuje półmrok, tylko, gdy któryś z palaczy otwiera palenisko kotła rozjaśnia się. Palenisko kotła rozjaśnia się tylko na chwilę, na tak długo ile potrzebuje palacz by wsypać węgiel do paleniska… Noc, s/s „EMILA SAUBER”, nadal stoi przy nabrzeżu, kapitan statku, wie że wcześniej wyszły kutry patrolowe by sprawdzić czy w pobliżu portu nie ma okrętu nieprzyjacielskiego. Niebezpiecznymi okrętami dla statku handlowego są sowieckie okręty podwodne, zwłaszcza ich torpedy, te małe okręty podwodne opanowały Bałtyk.
Kapitanowie statków handlowych unikają spotkań tymi okrętami, spotkanie statku handlowego z łodzią podwodną nie daje szans temu pierwszemu na ucieczkę, zostanie zatopiony. Kapitan s/s „EMILA SAUBER” jest kapitanem w starszym wieku, jest kapitanem, którego miłością jest morze i statek, jest z tych kapitanów, dla których było jedno piękno – morze, innego piękna nie widział na świecie, no może w młodości, gdy na chwile, zapomniał kim jest i pokochał dziewczynę, ale to było krótka chwila, zawsze wracał do swojej prawdziwej miłości – do morza.
Tacy ludzie jak kapitan źle się czują na lądzie, jest im tam za ciasno. A gdy już przychodzi czas rozstania się ze swoją miłością z morzem i statkiem czują, że spotkało ich wielkie nieszczęście. I tu na lądzie, gdy im szybko mija życie nie myślą o tym, że już puka śmierć do ich serc; myśli ich są zawsze gdzieś hen daleko na jakimś statku, który gdzieś żegluje po dalekich morzach.
Ach nie żal mu, że jego statek gdzieś tam żegluje, ale że ten statek jest bez niego, odeszła od niego jego wielka miłość, przyszła starość, smutek i tylko w snach widuje swoją miłość morze i statek…
Na mostku kapitańskim jest kapitan, są oficerowie rozmawiają o czekającym ich rejsie.
Panowie – mówi kapitan- wiecie, że w naszych ładowniach mamy najcenniejszy ładunek, ludzi, ludzi, którzy uciekają przed tym zbliżającym się strasznym frontem wojny. Ich życie jest w naszych rękach, odpowiadamy za ich życie.
– Panie kapitanie, ktoś mówi – musimy się pilnować przed tymi strasznymi sowieckimi łodziami podwodnymi.
Inny wtrąca- to są przeklęte okręty!
– Nie panowie to nie są przeklęte okręty to jest prawo wojny-ktoś tłumaczy.
– Panowie, panowie – przerywa kapitan – zostawmy, co jest przekleństwem, jedynym przekleństwem jest tylko wojna, a my musimy tak prowadzić statek by nie spotkać na naszym kursie nieprzyjacielskiego okrętu.
– Panie kapitanie – mówi oficer – nasz statek nie ma dużego zanurzenia i statek można prowadzić takim kursem by statek miał tyle wody pod stępką by nie siadł na mieliźnie.
– Tak, tak panowie i ja rozważam o takim kursie, panie drugi daje panu polecenie na wykreślenie takiego kursu, który ma jeszcze i tą zaletę, że- musimy o tym powiedzieć, w razie ataku na nasz statek będziemy mieli wyjście by wejść na mieliznę i uratować tych, którzy są w naszych ładowniach.
– Panie kapitanie, statek na mieliznę? Ktoś zdumiony pyta, to strata statku.
– Słusznie panowie, tracimy nasz statek, ale uratujemy tych którzy powierzyli nam swoje życie, nam załodze statku „EMILA SAUBER”. Kończy kapitan.

Nastała cisza na mostku, wszyscy myślą o tym, co ich może spotkać Ciszę przerywa kapitan, ma zmieniony głos.
– Panie mechaniku, mam jeszcze sprawę do pana.
Słucham panie kapitanie- mówi pierwszy mechanik.
– Wiem dobrze jak pan dba o nasz statek i o tą maszynę, pan wie jest wojna i dlatego daje panu specjalne polecenie, gdy dam telegrafem manewrowym podwójny manewr cała naprzód niech pan da wszystko z tej maszyny, nawet gdyby to groziło awarią, bo ważniejsze od awarii maszyny będzie życie tych, co są tam, w ładowniach, rozumie pan.
– Panie kapitanie rozumiem pana i mam szacunek dla pana, że pan jako kapitan pamięta o tych, którzy są tam na dole, nie mam pytań- mówi mechanik.
– Panowie proszę się przygotować do manewrów, panie bosmanie powiadomić ustnie załogę by zajęli stanowiska manewrowe, wie pan nie będzie dzwonków na manewry.
Po kilkunastu minutach pada z mostku komenda Rufa! Cumy zrzuć i szpring. Następna jest komenda podana telegrafem manewrowym do maszynowni „Wolno naprzód” a na mostku – ster lewo na burtę. Już obraca się śruba statku i jego rufa powoli odchodzi od nabrzeża…
Polecenia kapitana przerywa głośny pisk hamujących samochodów osobowych na nabrzeżu, które zatrzymują się pod samą burtą statku. Kapitan wychodzi na skrzydło mostku, spogląda na nabrzeże daje stop do maszynowni.
Z pierwszego samochodu szybko wychodzi człowiek ubrany w mundur oficera niemieckiej marynarki wojennej. Głośno woła w stronę mostku statku:
– Halo! Halo! Gdzie jest kapitan statku?
Jest ciemno nie widzi kapitana stojącego na skrzydle mostku. – Jestem tu na skrzydle mostku – odpowiada ze statku kapitan i widzę pana doskonale, mimo że panują egipskie ciemności.
– Halo! Panie kapitanie – przerywa z nabrzeża oficer – niech pan zastopuje maszyny i opuści trap statku!
Kapitan „EMILA SAUBER” spokojnym głosem pyta
– dlaczego mam opuścić trap statku?
Ale z nabrzeża już donośnym głosem krzyczy oficer – ja panu daje rozkaz! Niech pan opuszcza trap!! I to natychmiast!
Zapanowała cisza na nabrzeżu, z samochodu żołnierz – kierowca wyładowuje bagaże, walizki a obok samochodów stoją schludnie ubrane dwie kobiety i troje dzieci, jedna z kobiet osłania się parasolem przed prószącym śniegiem, nerwowo pali papierosa.
– Halo! Halo! Tam na Emilii! Kapitanie opuścić trap! I znowu słychać spokojny głos kapitan statku
– nie opuszczę trapu statku, bo… ale oficer z nabrzeża mu przerywa. – Panie kapitanie opuścić trap i zabrać na pokład statku te tu stojące osoby cywilne to rozkaz!
– Panie oficerze – spokojnie odpowiada kapitan – nie mogę tego zrobić, bo mój pokład jest i tak przepełniony ludnością cywilną. Nie opuszczę trapu!
– Wykonać mój rozkaz! Z nabrzeża krzyczy oficer. Cały ten głośny dialog roznosi się po nabrzeżach portu a panująca tu cisza potęguje głośny krzyk oficera z nabrzeża.
– Panie oficerze -mówi spokojnie kapitan- pan nie może mi rozkazywać, bo to ja tu jestem kapitanem na tym statku i tu na „EMILA SAUBER” i tu na tym pokładzie są wykonywane tylko moje rozkazy!
Po chwili słychać gong telegrafu manewrowego i statek powoli odchodzi od nabrzeża. Stojący na nabrzeżu oficer już nie krzyczy, ale ryczy ze złości, są to straszne groźby.
– Ty kapitanie! Ty tam na Emilii! To jest twój ostatni rejs! Zapamiętaj to sobie, ja jestem dowódca okrętu podwodnego! Nie daruje tobie ani twojemu statkowi. Ja tobie pokaże- głośno rozchodzi się groźba dowódcy okrętu podwodnego po nabrzeżach portu gdańskiego…
Oficer stoi na nabrzeżu i wygraża rękami patrząc za oddalającym się statkiem s/s „EMILA SAUBER”. Po chwili jednostka znika w zasłonie mgły, statek wychodzi z portu, statek – widmo, ciemny, nie odezwał się sygnał syreny na pożegnanie z portem, zostały wygaszone nawet światła nawigacyjne, panuje ciemność. Kapitan daje polecenie zwiększenia wacht na pokładzie, wachtowi mają chodzić po obu burtach statku i pilnie obserwować, co dzieje się na morzu. Po wyjściu z portu statek zmienia kurs i idzie bliżej brzegu zatoki. Płynie spokojnie, panuje cisza tak, że tu na pokładzie statku słychać jakieś hałasy z lądu, są to takie stłumione hałasy, może to pociągi? Kapitan ubrany w zimowy płaszcz stoi na skrzydle mostku po prawej burcie, bacznie obserwuje przez lornetkę, ale widoczność jest bardzo słaba, prószy drobniutki śnieg. Kapitan rozmyśla – tu, z tej prawej burty może nastąpić spotkanie z nieprzyjacielskim okrętem, tam już za Helem, gdy będziemy na pełnym morzu, zmienimy kurs w lewo i też pójdziemy blisko brzegu, pójdę tak blisko jak tylko będzie mi pozwalał zapis na echosondzie.
Po pokładzie statku chodzą wachtowi, wypatrują, chociaż to niemożliwe by coś zobaczyć, to znowu przystają i nasłuchują czy nie słychać gdzie w pobliżu charakterystycznego szumu silników okrętowych, nic nie słychać i nic nie widać. Jest chłodno, prószy słaby śnieżek, tu na śródokręciu pomiędzy rufą, a trzecią ładownią stoją ludzie, okryci są w koce, płaszcze i inną odzież, stoją tu, chociaż jest im zimno, nie chcą być tam na dole w ładowniach statku, boją się, nic nie mówią, wydaje się, że czegoś oczekują.
Druga ładownia na „Emilii Sauber” jest największa i tu jest najwięcej ludzi-uciekinierów, dużo z tych ludzi stoi na prymitywnych schodach, to cud, że te schody wytrzymują tylu ludzi. Wszyscy ci ludzie boją się ciemności i zaduchu panujących w ładowniach, jest to ich pierwsza podróż po morzu, są i tacy, którzy odczuwają małe kołysanie się statku i już źle się czują. Te piekielne ciemności na statku i na morzu wzbudzają w nich nieznany strach, nie wiedzą, czego się boją, ale się boją.
Tym ludziom nie wolno chodzić po pokładzie statku, korytarzach, pomieszczeniach i po pokładzie szalupowym, a wszystko dla bezpieczeństwa ich miejsce to tam w ładowniach statku. Statek idzie wyznaczonym kursem, minęli pławę na wysokości mola w Orłowie. Tu idąc w kierunku Gdyni należy trochę oddalić statek od brzegu by ominąć podwodny klif.
Już dochodzi stłumiony buczek boji G-D, boję statek omija swoją lewą burtą, kapitan wie, że obok boi leży zatopiony duży niemiecki transportowiec, który po zbombardowaniu Gdyni stanął w płomieniach, był zagrożeniem dla miasta, bo chociaż pływał pod symbolem czerwonego krzyża w jego ładowniach było pełno amunicji, Niemcy odholowali palący się statek z portu, mimo że na pokładzie byli ranni żołnierze i żywcem płonęli; potężny statek został zatopiony tuż przy boji.
Kurs statku jest skierowany na cypel półwyspu Helu, statek musi blisko ominąć półwysep, a później znowu będzie statek szedł blisko brzegu – rozmyśla kapitan statku.

I tu, gdy statek jest jak najbliżej cypla następuje potężny wstrząs statkiem, potężny wybuch, eksplozja, która na ułamek sekundy rozjaśnia całą zatokę. Nie wiadomo czy to statek swą inercją czy ktoś na mostku, ktoś bardzo opanowany w ostatnich sekundach pływalności statku wprowadza go na mieliznę półwyspu Hel. Statek już jest cały w płomieniach, pali się całe śródokręcie, widać ogień nad ładowniami, po paru minutach statek osiada na mieliźnie. Na statku wielka panika, wszyscy krzyczą, widać jak biegają po pokładzie w części dziobowej i rufowej, są i tacy, którzy skaczą do morza za burtę.
Kapitan wie już, że statek został storpedowany, o opanowaniu paniki nie ma mowy. Palący, zatopiony statek, oszaleli ze strachu ludzie, to już tragedia, nie można uspokoić tych ludzi, którzy uciekają z ładowni, którzy się tratują, bo nic nie widzą prócz potężnego ognia.
Całą wrzawę paniki na statku zagłusza głośny hałas uchodzącej pod ciśnieniem kilkunastu atmosfer pary ze zaworów bezpieczeństwa kotłów statku poprzez przewody przy kominie. Maszynownia i trzecia ładownia jest zalewana poprzez potężne wyrwy po torpedach, woda błyskawicznie je zatapia. Atak przyszedł nagle i nie od strony morza, ale od strony zatoki, od tej strony, z której się go nie spodziewano. Atak był precyzyjny – torpedy trafiły w serce – maszynownię, i w trzecią ładownie pełną ludzi, rozerwana grodź miedzy maszynownią a ładownią powoduje, że ogień z maszynowni szybko przenosi się do ładowni. Gdyby statek znajdował się na głębinach morza po kilku minutach zatonąłby zabierając ze sobą wszystkich ludzi. Tu na mieliźnie dziób statku jest wysoko wynurzony a rufa statku osiadła na mieliźnie i pokład statku jest około czterech metrów nad lustrem wody i tu jest najwięcej ludzi, są stłoczeni, ale żyją.
Trwa panika na statku, widać, że płonie pokład szalupowy, ale i tam widać grupę ludzi, którzy biegając, uciekają przed płomieniami, ale ogień jest wszędzie. Są tacy, co skaczą z pokładu szalupowego do morza, ale i tu nie będzie dla nich ratunku, giną w mroźnej wodzie.
Marynarze statku we wielkim pośpiechu otwierają ładownie statku by umożliwić ewakuacje tych, co są w ładowniach, W trakcie otwierania tych ładowni często na dół do ładowni wpadają planki, którymi są zamknięte. zakryte ładownie, spadając zabijają i ranią tych którzy są tam na dole w ładowniach a wszystko z powodu paniki, wpada i jeden z marynarzy, który otwierał ładownie wpada tam na dół, jest ranny, ale nie ma mu, kto pomóc.
Wewnątrz ładownie są pełne drewna, które się pali, ludzie giną w płomieniach, lecz jest wielu wołających o pomoc. Marynarze wrzucają do ładowni grube liny, siatki do przeładunku, po których można uciec z ładowni. Największa tragedia jest w trzeciej ładowni – tu ludzie giną w płomieniach i toną. Na dziobie i rufie statku widać jak ludzie skaczą do lodowatej wody by po kilku minutach umrzeć. W pewnej chwili widać wybuch. Potężny gejzer pary i wody wybucha w zasobniach węglowych zrywa z luku zasobni zamknięcie – i potężna chmura gorącej wody idzie w stronę dziobu statku, a wszystko to spowodowane zalaniem palenisk kotłów. We wyrwach maszynowni i ładowni widać tylko ogień. Ci, co udaje im się wyjść z ładowni przez kilka minut wierzą, że już są uratowani, ale to tylko mała chwila nadziei. Jest noc, płonący statek a nim oszaleli ludzie, dla których nie ma, ratunku, gdzie szukać ratunku?
Jak długo trwa ta straszna tragedia, ile już zginęło ludzi i ile ginie ludzi w tej chwili nikt nie wie. Nadchodzi ratunek, jest już koło płonącego statku kilka łodzi, to ci odważni Kaszubi przychodzą na ratunek rozbitkom ze statku. Na dziobie marynarze opuszczają cumy statku by można było się opuszczać się do łodzi, są i tacy, którzy skaczą z pokładu do wody i tu ich wyławiają Kaszubi na swoich łodziach. Większość ludzi boi się skakać z wysokiego dziobu statku, są w szoku statek płonie a jedyna droga ratunku to skoczyć z wysokiego dziobu ramiona czyhającej śmierci. Ci odważni Kaszubi na łodziach proszą ich by już skakali do wody, a oni ich uratują, będą żyć. Tu na rufie płonącego statku rozbitkowie mają większe szansę na uratowanie swego życia, choć tu też zdąża się, że ktoś skacze z pokładu i uderza się o łódź i ginie okaleczony w lodowatej wodzie.
Jest już przy rufie wojenny kuter patrolowy, który zabiera rozbitków z pokładu statku, ci, którzy są już na pokładzie są już uratowani. I tu ktoś w pośpiechu nie czeka tylko skacze do łodzi albo na statek patrolowy, ale nie trafia na pokład a uderza głową o kadłub kutra i tonie, chociaż był tylko o mały krok od uratowania.
Jest ratunek, ale nie widać końca tragedii, nie kończący się pożar na statku, jak długo będzie trwała ta tragedia, ile ofiar pochłonął ogień a ile ofiar pochłonęło morze? Tego nikt się nie dowie. Poranek. Ludzie widzą, jaka była tragedia tu tak blisko Helu, stojący statek jeszcze płonie, wydobywają się z niego kłęby dymu a na brzegu leżą zwłoki tych, którzy we wielkiej, męczarni, odeszli z tego świata, może tam znajdą swój spokój. Coraz więcej przychodzi ludzi nad brzeg morza, ze zgrozą patrzą na to, co działo się w nocy tu niedaleko brzegu Helu. Co zostało po tej tragedii, na to, co wyrzuca morze i na to, co w nocy morze wyrzuciło, panuje tu cisza, ludzie nie rozmawiają, ktoś kiwa głową, inny ociera łzy z oczu a ktoś się schyla się nad leżącymi na piasku zwłokami jak gdyby chciał się upewnić czy te leżące zwłoki kogoś mu przypominają? Ludzie patrzą, patrzą i nie mogą uwierzyć, że tej nocy było tyle nieszczęścia, tyle ofiar, a ta tragedia rozgrywała się tak blisko brzegu.
A gdy na chwilę mgła opada, widać potężny wynurzony dziób statku zniesiony na mieliznę i tą wielką ranę statku, burtę rozerwaną przez torpedę. Wydaje się, że ten zatopiony, spalony kadłub statku stojący na mieliźnie, kadłub s/s „EMILA SAUBER”, jeszcze nie poddaje się ani morzu, ani ogniowi, który go jeszcze trawi, ani temu, który kazał w niego wystrzelić mordercze torpedy.
Kim był ten człowiek, który zatopił s/s EMILA SAUBER? Może okręt nieprzyjacielski? A może ten człowiek, który tam w gdańskim porcie głodno wygrażał się kapitanowi statku s/s „EMILA SAUBER”? Że jest to jego ostatni rejs. Może ten ktoś był dowódcą okrętu podwodnego? Tajemnicą pozostanie zatopienie statku, tajemnicą jest ile było ofiar, ile pochłonęło morze a ile pochłonął ogień. Wypalony statek stojący na mieliźnie półwyspu Hel, wrak statku będzie przez długie lata niczym pomnik przypominał o tragedii na s/s EMILA SAUBER o ofiarach wojny, ognia i morza…