Dziewczyna z tawerny rybackiej

·

Gdynia to piękne miasto, zwłaszcza przy tak pięknej letniej pogodzie, jaka jest dzisiaj. Tak sobie rozmyślałem idąc ze statku do domu ulicą Gdyni, jutro jest wyjście statku w morze, tylko cztery dni byłem w domu ze swoją rodziną i już jutro pożegnanie, potem będzie morze i morze. Trudno – takie jest życie rybaka dalekomorskiego, statek ma być na morzu i łowić rybę a nie stać w porcie. Ale jak wrócę z tego rejsu to idę na urlop, trochę trzeba posiedzieć na lądzie z rodziną by dzieci wiedziały, że mają ojca.
Dziś przyjdę do domu i pójdziemy na spacer do lasu, razem – żona i nasze dzieci, pójdziemy na lody a później spokojnie posiedzimy w domu. Dobrze, że dziś była cała załoga na burcie, to napewno nie doliczą się, że nie ma mnie, drugiego mechanika. Trochę to nieładnie z mojej strony tak oszukiwać załogę, raz nie zawsze. Zresztą, co do mnie należało to swoje prace wykonałem a siedzieć na statku i opowiadać sobie wrażenia z pobytu na lądzie to wolę posiedzieć sobie w domu z bliskimi. Z rodziną.

Moje rozmyślenia przerywa donośne wołanie. Halo! Halo mimo woli odwróciłem się, by zobaczyć osobę, która woła to halo. O, nawet piękna dziewczyna kiwa ręką do kogoś, by ten ktoś poczekał ach, jestem pewien ze to nie ja jestem tym, do kogo było adresowane kiwanie ręką pięknej dziewczyny. Więc idę dalej w swoją stronę do domu, ale po chwili znowu słyszę wołanie.
– Halo! Halo! Panie Marianie! Niech pan poczeka.
Aha, to pewnie jest pomyłka, mylą mnie z jakimś radio -oficerem, nawet kasjerka się myli i prosi o pokazanie Książeczki, przy odbiorze pensji. Chwila zastanowienia, ale podajemy sobie rękę, ja oczywiście całuje podaną dłoń nieznajomej i mówię swoje nazwisko.
– Och Marian zauważyłem ciebie po drugiej stronie ulicy i już myślałam, że cię zgubie.
– Proszę pani, ja panią nie znam a pani napewno mnie z kimś pomyliła, tłumacze.
– Pan ma na imię Marian prawda?
– Tak, ale ja
– A pana kolega ma na imię Kostek, taki niski i pali fajkę?
– Tak zgadza się Leszczyński Kostek, to nasz palacz na statku.
– No, więc znamy się Marian – mówi mi po imieniu piękna dziewczyna.
– Ale ja nie wiem jak ty masz na imię? Ja naprawdę ciebie, nie znam, przepraszam.
– Zapomniałeś imię kobiety, którą uratowałeś od śmierci? Mam na imię Maria, ale widzę, że nie przypominasz sobie mnie. Szkoda? Tłumaczy mi dziewczyna.
– No, no coś mi chodzi w głowie, ale
– Wiesz, co Marian chodźmy tam, do tej restauracji o tam do POLONI.
Ciekawa oferta myślę sobie, ale ja muszę pójść do domu. Jak Pan Bóg da kupca to diabeł, ale już wchodzimy do lokalu jest przyjemna atmosfera, zajmujemy stolik na boku sali? Dziewczyno ja cię nie znam – myślę, ale ona mnie zna i zna Kostka a to napewno jest znajoma naszego palacza Kostka.
– Dzień dobry państwu – kelner się kłania i uśmiecha się do Marii – proponuje nam swoje usługi, właściwie to jego mowa skierowana jest do Marii. Maria jest piękną kobietą i ma miły uśmiech. Maria spokojnie słucha kelnera a po chwili mówi do sztywniaka, kelnera.
– Proszę pana, czy można zamówić białą kiełbasą w kapuście? To proszę i żeby była bardzo gorąca no musi być bardzo smaczna.
– Och, proszę pani jest mi przykro, ale tego dania nie mamy w karcie. Odpowiada kelner. Ale mamy wspaniałe inne dania, proszę i podaje menu, oczywiście Marii.
– Marian, na co ty masz apetyt, powiedz, może na coś ekstra? Pomyśl to zamówimy to, co sobie będziesz życzył?
0 Dla mnie cokolwiek Mario cokolwiek – odpowiadam – i już liczę w myślach ile mam w kieszeni forsy.
– Marian tak chciałabym, byś i ty ten obiad zapamiętał na bardzo długo, zastanów się?
– Może kaczkę, taką złocistą? Może złotą kaczkę ze zielonym groszkiem, żartuje.
– Masz dobry gust, proszę o złotą kaczkę – mówi Maria i śmiejemy się.
– Panie kelner proszę jeszcze o dobre piwo dla pana i wino, no wie pan tak by stół ładnie wyglądał a obiad był smaczny. Poleca Maria kelnerowi.
– Służę pani – wszystko będzie jak pani sobie życzy. I kelner odchodzi od naszego stołu.
Gdzie ja jestem – myślę – jeszcze ta cholerna kaczka? Uciekaj! Podpowiada moje drugie ja, moje rozmyślania przerywa mi głos Marii.
– Przecież ty lubisz piwo, Marianie? Pamiętam jak piliście z Kostkiem.
– Owszem, a co do tej białej kiełbasy w kapuście – zaczynam tłumaczyć Marii, to ja wiem gdzie można zamówić taki rarytas, ale to nie. jest restauracja dla ciebie.
– Oj ciepło, ciepło, nawet gorąco, śmieje się Maria.
– No pewnie, że na ciepło – ie. rozumiejąc, co Maria chce powiedzieć przez słowo ciepło.

– Nie Marian, wiesz jest taka gra w ciepło i zimno, znasz tą grę?
– Oczywiście, kiedyś ta gra była bardzo i graliśmy w tą grę.
Po chwili stół zostaje zastawiony. Kelner ustawia, każde postawienie talerza, szklanki, kieliszka to spogląda na Marie, czy jest tak jak sobie życzy piękna kobieta. Wiadomo restauracja POLONIA to pierwsza restauracja w Gdyni. Maria gestem zaprasza mnie do uczty.
– Marian napijmy się wina to i wspomnienia szybciej wrócą, bo ja wyczuwam, że nie możesz sobie przypomnieć moją osobę, mnie.
To prawda, że sobie nie przypominam tej dziewczyny, właściwie kobiety.
– Wiesz Mario, że kaczka jest bardzo smaczna tylko, ja nie widzę byś jadła, może nie smakuje tobie?
– Prawda to, że nie jestem głodna, ale będziemy długo, długo jedli i wspominać nasze pierwsze spotkanie. Którego już nie pamiętasz a szkoda?
– Spotkanie? To my się już kiedyś spotkali? Jestem zdziwiony.
– 0 No przecież, że kiedyś się spotkaliśmy ty i twój kolega palacz Kostek, siedzieliście przy stole jedliście tą białą kiełbasę popijając piwem. Przypominasz sobie Marian?
– Kiedy to było i gdzie Mario? Jestem zdziwiony.
– Oj, oj to było dawno, dawno to było, minęło trzy lata a wy dwoje siedzieliście w takich czerwonych koszulach i w kombinezonach i mieliście na głowach takie śmieszne czapki, no pomyśl gdzie to mogło być? Uśmiecha się Maria
– No właśnie myślę, gdzie to mogło być, w kombinezonach? Może u WIKAREGO, ale przecież to jest niemożliwe, przecież to rybacka knajpa, przepraszam, tawerna.
– Gorąco! Gorąco – mówi Maria – ach jak parzy! Śmieje się Maria.
– Mam wrażenie, że coś sobie przypominam, ale nie jestem pewien. Nie, to jest nie możliwe, ja bym pamiętał tą.
– Pomogę tobie Marian.
– Nie, nie ja już sobie kojarzę tam to spotkanie, o ile tą dziewczyną jesteś ty?
– Tego to ja nie wiem, bo może była inna dziewczyna a może były inne dziewczyny, ale wiem ze było zimno i ciebie tam spotkałam.
– Była zima, staliśmy na stoczni statkiem st PŁONA, było bardzo zimno, więc poszliśmy z palaczem coś ciepłego zjeść. Do knajpy, przepraszam do baru, do WIKAREJCZYKA każdy tam przychodzi w ubraniu roboczym, bo to jest taka typowa rybacka tawerna, ja sobie przypominam, poczęstowaliśmy taką zmarzniętą dziewczynę jedzeniem.
– Tak Marian – mówi smutno Maria – tą dziewczyną byłam ja, którą zaprosiłeś do stolika.
– Tak? Przypominam jedną dziewczynę, ale ona była inna.
– Nie Marianie, tam jak ty mówisz w tej knajpie uratowałeś mi życie.
– Ja twoje życie? Jestem bardzo zdziwiony.
– Przypominasz sobie jak to było?
– Oczywiście, już tobie powiem a ty poprawisz mnie, gdy powiem, że tak nie było.
– 0 Zgoda – odpowiada Maria.
– Dostaliśmy trochę pieniędzy za oszczędność węgla, więc poszliśmy do knajpy na coś ciepłego, no i na coś jeszcze, no wiesz. Pamiętasz jak wygląda ta knajpa? Dwie sale w jednej bufet a w drugiej stoliki i jedna pani obsługiwała, Regina ma na imię, pośrodku tej sali stoi potężny piec opalany czymś, właściwie to wiórami z drewna. Sala pełna dymu a fajek i papierosów hałas, wszyscy rozmawiają ze wszystkimi, no wiesz jak tam było? No i firmowego dania, jakim była kiełbasa w kapuście, jest i firmowy napój GROG, ale to tylko dla znawców. Z palaczem (Leszczyński Kostek) zajęliśmy stolik tuż przy piecu. atmosfera to ciepło, głośno, kupa dymu – urok rybackiej tawerny. Ja zajmuje miejsce przy stoliku tak, że widzę, co się dzieje w obu izbach tawerny. Na naszym stole jest firmowe danie i napoje, jedząc dyskutujemy na temat statku, który stoi na doku. Kostek nasz palacz trochę się zacina, jąka się, ale cały czas coś mówi o tym czy święta spędzimy w domu z rodziną czy pójdziemy w morze. Siedzimy sobie przy stole, ja przytakuje to, co mówi palacz trochę popijamy, trochę przekąsimy i czas nam płynie. NIe spieszymy się na statek, bo statek stoi na doku a w kabinach zimno a tu w tawernie ciepło. Ale w pewnej chwili zauważamy ze w drzwiach, które prowadza do drugiej izby tawerny stoi dziewczyna, patrzy na mnie a może patrzy na nasz stół, na którym jest jedzenie. Dziewczyna jest taka smutna, zmarznięta, trzęsie się z zimna, bo jak na tą porę roku jest ubrana w taki cieniutki płaszczyk, jest bez rękawiczek, pończochy i buciki nie są odpowiednie na tą porę roku. Przecież jeszcze jest zima. I stoi ta dziewczyna w drzwiach. Ja nie wytrzymuje i wołam w stronę stojącej dziewczyny. Hej ty! Chodź tutaj do nas! No chodź, ale dziewczyna nie jest zdecydowana, nie wie, co ma robić. Ja wstaję od stolika i chce podejść do dziewczyny – ale dziewczyna już podchodzi do naszego stolika. Cała się trzęsie ze zimna, zastanawia czy ma usiądź przy stoliku.
– Siadaj! Mówię do dziewczyny, dziewczyna siada jakoś tak sztywno i nie pewnie. Regina! – Wołam – Regina, chodź tutaj!
Po chwili do stolika podchodzi kelnerka Regina i już głośno mówi. 0 I czego gębę wydzierasz, sam tu nie jesteś? I chyba widzisz, że nie siedzę tylko latam po tej knajpie jak diabeł po piekle! Gadaj, czego jeszcze chcesz?
0 Przepraszam Regina – mówię, – ale widzisz moja znajoma przyszła i strasznie zmarzła podaj gorącą herbatę no i wzmocnioną kiełbasę. No wiesz, co podać i komu podać!
– Ale płacić z góry. Zastrzega sobie kobieta o imieniu Regina, która obsługuje bywalców.
– Proszę bardzo – odpowiadam. Masz, ale pośpiesz się, bo widzisz jak się dziewczyna trzęsie.
– A to się rybaka (moneta 5 zł.) Za szybką obsługą – mówi kelnerka.
– Dobra masz, ale podaj szybko.
– Przepraszam cię – mówię do dziewczyny – nie pytałem się cię będziesz jadła tą kiełbasę w kapuscie i czy herbata ma być a może chcesz coś innego?
Dziewczyna nie mówi i tylko głową kiwa na tak i mimo że siedzi przy piecu nadal się trzęsie ze zimna, wiec proponuje dziewczynę zamianę miejsca, by dziewczyna siedziała plecami do gorącego pieca będzie jej cieplej. A kobiety obsługującej niema.
– Kostek, – mówię do palacza, idź do bufetu i przynieś to żarcie, bo ta Regina nie przyniesie a jak przyniesie to żarcie już będzie zimne. Po chwili Kostek stawia na stół talerz z jedzeniem jest to duża porcja i filiżankę z herbatą a z kieszeni wyciąga sztućce – mówiąc do dziewczyny – ja przepraszam, że tak z kieszeni.
– No, co? Dlaczego nie jesz? Jedz, bo będzie zimne, – mówię do dziewczyny.
Ale dziewczynie trzęsą się ręce i boi się dotknąć widelca.
– Jedz póki ciepłe, mówię do dziewczyny.
Ale najlepiej nie zwracać uwagę na dziewczynę toteż rozmawiam z palaczem.
– Kostek to, co robimy zakąska jest a nic do picia?
– No, no to ja idę do bufetu. Odpowiada palacz.
Rozmawiamy o naszym statku, ale mój wzrok od czasu do czasu jest zwrócony ku dziewczynie. Dziewczyna je, je i patrzy w ten swój talerz a z pięknych oczu spływają łzy, łzy te spadają na potrawę, spływają po jej twarzy, ale dziewczyna ich nie czuje, bo ich nie ociera. Myślę, że cały świat tej dziewczyny to ten talerz z gorącą potrawą.
– Po chwili mówię do dziewczyny – proszę pani – mówię cicho by nie przerywać dziewczynie w jedzeniu – proszę pani, przepraszam, ale dlaczego pani płacze?
– Marian, przestań – przerywa Maria.

Podnoszę swój wzrok z nad kielicha pełnego wina i patrzę na Marie z oczu Marii spływają po twarzy łzy, płacze na jej płacz zwracają uwagę goście, którzy siedzą przy stolikach, nawet kelner patrzy jakoś dziwnie na mnie jak bym to ja był winien płaczu Marii.
– Czy mogę dokończyć tam to nasze spotkanie Mario? Szeptem pytam Marie.
– Tak, tak mów o tym, co było później – odpowiada Maria.
– No właśnie na moje pytanie, dlaczego pani płacze, dziewczyna już nie ukrywa swego płaczu, nawet tu w tej tawernie. Bywalcy tawerny spoglądają, co się dzieje przy naszym stoliku, że dziewczyna płacze. Nawet właściciel tawerny pan Wikarejczyk, podchodzi do naszego stołu, spogląda na mnie, to na dziewczynę i pyta – Marian, co tu się dzieje? Nic się nie dzieje panie kierowniku, taka mała rozmowa, tłumacze. A do palacza mówię – Kostek zrób coś, żeby dziewczyna nie płakała, ale Kostek się bardzo zdenerwował tak, że nie może mówić, bo się strasznie zacina w czasie rozmowy. A ja stanąłem obok krzesła dziewczyny i tez nie wiem, co robić. Już nie mówię jej TY tylko prószę pani. Jest mi żal tej nie znajomej dziewczyny – mówię do niej – proszę pani, niech pani nie płacze, niech się pani uspokoi. Dziewczyna przytakuje głową i mówi cicho, że nie płacze, jej głos jest cichy, smutny, jej głos jest głosem wielkiej tragedii. Dla uspokojenia dziewczyny delikatnie kładę swoje ręce na głowie dziewczyny i głaszcze jej zimne, mokre włosy. I mówię do niej delikatnie. Niech się pani uspokoi, porozmawiajmy i wszystko będzie dobrze proszę pani no niech pani nie płacze. Dziewczyno, bo za chwilę ja zacznę płakać. Pierwszy raz dziewczyna spogląda na mnie, jej zapłakane oczy chcą mi coś powiedzieć, jej oczy zapłakane mówią, że ona przeżywa tragedie, usta jej szepczą cicho – dziękuję za uratowanie mi, dalsze to płacz dziewczyny. Nie wiem, co mam zrobić by uspokoić dziewczynę, szukam pomocy u Kostka, ale i on stoi przy stole i nie wie, co ma robić i tylko ze zdenerwowania więcej się jąka. Niech się pani napije herbaty, o pani nie ma herbaty. Kostek przynieś pani herbaty, gorącej i z cytryną i słodkiej – mówię. Dziewczyna patrzy na mnie a jej zatopione w łzach oczy wydają mi się ze są tak piękne, tak piękne jak piękne są dzisiaj twoje oczy Mario. Usta dziewczyny wypowiadają cicho dziękuję, te usta chcą się do mnie uśmiechnąć, ale jest to wielki wysiłek dla tej nie znajomy dziewczyny. Ja też staram się uśmiechnąć do nie znajomej.
– No dziewczyno widzisz, już wszystko jest dobrze, to tylko był zły sen.
– Nie – Maria przerywa moje opowiadanie. Nie Marian to nie był zły sen, to była chwila przed moją śmiercią i ty mnie uratowałeś od, od kroku samobójstwa, myślałam o utopieniu się w morzu a w tym dniu, gdy się spotkaliśmy żegnałam się ze swoim życiem, ze światem. Czy ty wiesz gdzie ja spałam te ostatnie noce? Tłumaczy i płacze Maria.
– Nie wiem Mario, może na dworcu. Odpowiadam.
– Nie, spałam tam w tym spalonym teatrze, wiesz gdzie?
– Wiem, no wiem. Ten z czerwonej cegły.
– Tam w tym spalonym teatrze są pomieszczenia w piwnicach i tam się chowałam, gdy mi było zimno, tam spałam bardzo się bałam i dużo płakałam. Nie wiem jak to się stało, że przyszłam tam do tej tawerny? Wiem, że szłam na plaże, szłam do morza, szłam na spotkanie ze śmiercią. Ale nie pamiętam drogi, nie pamiętam, kiedy odeszłam od morza i kiedy stanęła w drzwiach tej tawerny. Gdy stałam w drzwiach i patrzyłam na was, wiedziałam tylko ten, ten potężny i gorący piec, ale wiedziałam ze to jest sen, w którym mogę się przytulić do tego pieca i ogrzać się. Widziałam was, wasze talerze z jedzeniem, a ja byłam taka głodna. Śmialiście się i dlatego wiedziałam, że to sen. Może były chwile, że traciłam świadomość i nie wiedziałam gdzie jestem.
– No, ale dlaczego do nas nie podeszłaś? Wołałem ciebie Mario.
– Nie wiem, nie mogłam się ruszyć. Smutnie opowiada Maria, może zasnęłam.
Dopiero twoje wołanie obudziło mnie to twoje HEJ TY! nie wiedziałam ze mnie wołasz? Twoje kiwanie ręką do mnie, to mnie upewniło, że mnie wołasz, podeszłam do waszego stolika. Całkowicie uprzytomniło mnie twój głos SIADAJ! A po chwili ty tak głośno wołałeś kelnerkę. Regina! Regina, chodź tu! Bałam się twojego głosu, wydawał mi się ze jest tak bardzo głośny, chciałam uciekać od waszego stolika bałam się i chyba zasnęłam. Przykro mi bardzo i przepraszam ciebie, nie chciałem cię przestraszyć. Bardzo mi przykro za moje zachowanie, tam w tej rybackiej tawernie, tam była taka atmosfera rozmawiania. I znowu słyszę ciebie, ale twój głos jest inny, jest ciepły, pytasz mnie czy będę jadła? Maria przerywa swoje opowiadanie i płacze, nie ukrywa swego płaczu goście, którzy siedzą przy stolikach spoglądają w naszą stronę, mają zdziwione mimy, bo przecież nikt nie krzyczy a piękna kobieta płacze. Wszyscy patrzą na mnie, patrzą, bo są pewni są, że płacz tej pięknej kobiety to moja wina. Wyczuwam ich wrogie spojrzenia na sobie a kelner chyba jest gotowy przyjść na pomoc kobiecie albo wołać milicje.

– Mario, Mario uspokój się – mówię szeptem – popatrz jak na nas patrzą ludzie.
– Bo mój płacz to nasze tamto spotkanie – mówi spokojnie Maria, Marian czy ja mogę tobie opowiedzieć o tamtym spotkaniu?
– Tak chcę tego, proszę chce usłyszeć to twoje wspomnienie. Ale nie płacz Mario, bo ja zacznę płakać.
Maria stara się uśmiechać się do mnie.
– Ocknęłam się słysząc twój głos, zobaczyłam kubek gorącej herbaty i talerz pełen jedzenia znowu myślałam, że to sen. Nie wiem, kiedy wypiłam tą herbatę, płakałam, bo wiedziałam, że żyję. Że nie jest to jakiś miły sen mój. Że jest mi już ciepło, ze ty do mnie mówisz, kochałam ciebie i bałam się ciebie. Płakałam ze szczęścia i trzęsłam się na myśl o mojej śmierci w toni zimnego morza, nie odpowiadałam na twoje pytania nie mogłam. Wiem, że tam w tej tawernie byłam dla ciebie ciężarem, przepraszam cię.
– Ach Mario, nie mów tak, bo dopiero dziś widzę, jaka byłaś nieszczęśliwa, teraz moja kolej dokończyć mojego opowiadania, muszę się przyznać, że nie wiedziałem jak się mam zachować. Stałem obok ciebie głaskałem twoje mokre, zimne włosy i mówiłem do ciebie – wie pani jak to w życiu raz na wozie a raz, ale niech pani trochę zje, niech się pani napije herbaty będzie pani cieplej, niech pani nie płacze. Spojrzałaś na mnie kiwając głową, że tak że będziesz jadła. Chciałaś się uśmiechnąć, ale wiem, że nie mogłaś. Kostek wtrąca się do rozmowy – wwwiieee ppani tuu jjest ddooobry żżurekk. Wydaje mi się, że nieznajoma odzyskuje spokój, ma mniej dreszczy i tylko te wielkie iskrzące i mieniące się we świetle łzy spływają po jej policzkach. Proszę pani – mówię cicho do nieznajomej – niech pani nie płacze. Nieznajoma powoli podnosi swój wzrok na mnie, przez chwilę patrzymy sobie w oczy czuję, że i mnie udziela się jej smutek, czuję na swojej twarzy łzy i mówi do mnie, swoim cichym i smutnym głosem. Proszę pana niech pan nie. Nie, nie ja nie płaczę proszę pani, to od dymu, ale czy można kiwnięciem palca zatrzymać spadające łzy? Nieznajoma zmusza się do uśmiechu do nas, ale płakać i śmiać to jest bardzo trudno po chwili mówi do nas dziękuję wam za pomoc i nieznajoma wstaje od stołu podaje swoją rękę. Małe wahanie, ale składam na dłoni nie znanej dziewczyny pocałunek. Szybko wymyka się jej dłoń z mojej ręki i dziewczyna cicho, smutnie mówi – nie, nie trzeba mówi. Proszę pani niech mi pani nie odmawia i wkładam do jej kieszeni dwie monety pięciozłotowe. Nazywane popularnie rybakami a to, dlatego ze na monecie była postać rybaka.
– RYBAKI! Głośno mówi Maria, wiesz Marian, że ja nie wiem czy tam, gdy mi dałeś te dwie monety czy ja tobie podziękowałam?
– Ach Mario to było tylko dziesięć złotych. Odpowiadam.
– Dzisiaj serdecznie tobie dziękuję i zwrócę tobie dług i Maria sięga do torebki.
– Mario – chyba nie chcesz by nasze dzisiejsze spotkanie skończyło się na oddawaniu sobie długów? Podziękowania przyjmuję, – ale żadnego zwrotu – całuje dłoń Marii.
– Marian mówisz, że głaskałeś moje mokre, zimne włosy a ja dzisiaj, proszę ciebie, pogłaskaj moje włosy, tak jak tam w tej tawernie, gdy byłam o krok
– Mario – nie mów dalej, wstaje od stołu staje obok Marii unoszę swoje ręce nad jej włosami, ale jakoś nie umiem, boje się pogłaskać te piękne włosy.
– Coś nie tak Marian? Proszę chciałabym jeszcze raz przeżyć tamto nasze spotkanie.
– Mario ja tam też się bałem dotykać twoich włosów, chociaż tamte włosy były inne, były nieuczesane, zimne myślałem, że jak cię pogłaskam po twoich włosach to się uspokoisz i tylko o tym myślałem, dlatego tak je głaskałem. Właściwie to nie wiedziałem co mam zrobić by ciebie uspokoić, byś już nie płakała.
– Dziś też chce byś mnie uspokoił, pogłaskaj moje włosy – Maria patrzy na mnie.
– Mario nie mogę dotykać dzisiaj twoich włosów, są tak piękne, zniszczę tobie fryzurę. Odpowiadam.
– Ale ja – mówi Maria – chce przeżyć tamte chwile, pogłaskaj. Tak jak tam, pomyśl, że moje włosy dzisiaj są takie zimne, takie mokre, są takie jak tam, tam w tawernie.
Dotykam te piękne włosy, głaszczę, głaszczę. – Marian tam było inaczej, głaskałeś moje włosy, w tamte moje włosy wkładałeś więcej serca.
Na sali zrobiło się jakoś cicho, goście zamiast patrzeć w swoje talerze, patrzą na nas. a jest na co patrzeć, bo piękna kobieta płacze, brodaty facet stoi obok siedzącej, pięknej dziewczyny i głaszcze jej piękne włosy, a po chwili całuje jej obie ręce.
Czuje ze moja twarz za chwile spłonie, goście restauracji ze zaciekawienie spoglądają w naszą stronę. siadam na swoje krzesło, patrzę na Marie, oczy ma zamknięte a na policzkach zatrzymały się niczym piękne brylanty duże łzy. Chwila milczenia pozwala nam przeżyć tamto smutne spotkanie. Wspomnienia.

– Mario, Mario – mówię cicho – tam w tej tawernie to spotkanie to było tylko zły sen, otwórz oczy napijemy się wina i niech smutne wspomnienia dziś już nie wracają do nas.
– Masz rację od tamtego spotkania moje życie się zmieniło, dziś jestem szczęśliwa, jestem zamężna a co najważniejsze to, że dzisiaj ciebie spotkałam. Chodziłam po Gdyni i myślałam, że któregoś dnia Bóg da, że się spotkamy no i stało się. nawet chodziłam na tą ulicę na
– Ulica Św. Piotra – podpowiadam.
– No właśnie a wiesz, że nie wiedziałam jak się ta ulica nazywa. Wiesz Marian inaczej sobie wyobrażałam nasze spotkanie, że jak ciebie spotkam rzucę się tobie na szyję.
– Uważaj Mario jestem żonaty, moja Danusia nie lubi, gdy inna kobieta obejmuje mnie albo całuje – śmiejemy się oboje.
– Wiesz Marian chce coś tobie dać za to, co dla mnie zrobiłeś za te dwie monety, które mi dałeś wiesz jak kiedyś kupowałam sobie chleb to mi było szkoda wydać te monety, myślałam sobie, że gdybym miała więcej pieniędzy to nigdy bym ich nie wydała.
– Ale ja byłam głodna, kiedyś, gdy znowu kupiłam sobie pól chleba i już nie miałam tych twoich monet to wydawało mi się, że już cię nie spotkam, bo już nie mam tych monet. A teraz posłuchaj Marian, opowiem tobie inne, moje spotkanie. – Więc kupiłam pół chleba i zastanawiam gdzie mogę ten chleb zjeść? Weszłam do bramy i na pół piętrze zjadłam ten chleb i już miałam schodzić po schodach na dół, gdy zobaczyłam, że na parapecie okna klatki schodowej leży męska marynarka. W pierwszej chwili włożyłam rękę do kieszeni, przepraszam ja to zrobiłam odruchowo, wyciągnęłam dokumenty a właściwie to KSIĄŻECZKĘ ŻEGLARSKĄ i pomyślałam o tobie, zabrałam marynarkę, wyszłam na ulice i czytam adres na Książeczce przecież to tutaj jest numer domu i numer mieszkania. Wchodzę na drugie piętro tak o tutaj mieszka właściciel marynarki. Pukam, cisza po chwili znowu pukam słyszę, że ktoś jest przy drzwiach, drzwi się otwierają a w nich stoi młody mężczyzna – właź! Mówi do mnie. Weszłam do mieszkania i mówię nieznajomemu – proszę pana znalazłam pana marynarkę i dokumenty też są – mówię. A książka żeglarska jest? Ciekawy jest młody mężczyzna. Jest książeczka proszę pana i pieniądze też są – odpowiadam Maria dalej opowiada swoje spotkanie w mieszkaniu nieznajomego. Proszę pani niech pani siada a ja się przebiorę i sobie porozmawiamy. Po chwili nieznajomy już ubrany w granatowe spodnie, białą koszulę no i czarny krawat, taki jak ty dzisiaj masz Marian. Wnosi na tacy filiżanki z kawą i jakieś słodycze. Przepraszam, ale wczoraj była mała uroczystość no i dziś trochę zaspałem a czy ja panią znam? – Wie pani jak to wczoraj na tej uroczystości było, troche było za dużo. Ja pana nie znam? – mówi Maria – ja tylko przyszłam oddać panu te znalezione rzeczy oddać i już wychodzę. Tłumaczy Maria. Nie, nie niech pani siedzi i proszę się poczęstować. Dziękuję panu, ale ja już sobie pójdę. Proszę niech mi pani opowie gdzie znalazła pani moje rzeczy, wie pani dla mnie to najważniejsze to książeczka żeglarska pani nie wie, jakie są kłopoty z uzyskaniem nowej książeczki. Ja pana marynarkę znalazłam tu na schodach na oknie. Pani tu mieszka? Nie ja tu weszłam tylko na chwile, jadłam chleb i zobaczyłam na parapecie okna, że na parapecie leży marynarka i przyniosłam marynarkę. Pani tu na schodach jadła śniadanie? Zdziwiony jest mężczyzna Nie, nie ja tylko chleb jadłam. Odpowiada Maria. No to ja już nic nie rozumiem z tego, co pani do mnie mówi. Pani mówi, że jadła śniadanie? Na schodach? I pani tu mieszka? No to ja już idę – mówi Maria. Nie proszę pani już robię śniadanie i zjemy i jestem pani coś winien. Nie, nie proszę nic nie mówić i niech pani zdejmuje swój płaszcz i mężczyzna pomaga Marii zdjąć płaszcz. Nie proszę pana, ja chcę wyjść, ja musze wyjść, bo ja tu tylko marynarkę. Dobrze wyjdzie pani, gdy tylko sobie porozmawiamy małą chwile i mężczyzna wychodzi z pokoju. Nie wiem, co mam robić, boję się wstać od stołu, żałuję, że tu przyszłam opowiada Maria. Po chwili wchodzi mężczyzna wnosi kanapki, herbatę, ustawia wszystko na stole i po chwili mówi o teraz pogadamy. Proszę zjemy razem spóźnione śniadanie. Pomaga mi zdjąć mój płaszcz a ja nic nie wiedzę, bo jakoś mi się zrobiło ciemno w oczach nie wiem, co mówić i jak siedzieć przy stole. Poczułam się tak, jak tam w tawernie. Pani w tym domu nie mieszka – a przyszła pani zjeść chleb na schodach? Ja proszę pana nie mam gdzie mieszkać. Tłumaczy Maria. Co? Nawet to dobrze, bo ja dziś proszę pani muszę jechać do Szczecina na statek a pani tu będzie pilnowała mojego mieszkania. Ja nie mogę tu być proszę pana – staram się mu powiedzieć, że nikogo tu nie mam i że nic nie mam, ale mężczyzna mi przerywa. Jak wrócę z morza to o tym pomówimy, ja mam na imię Janusz a ty? Maria – odpowiadam. No to Mario, dziś pomoże mi się spakować. to bardzo dobrze, nikogo nie będziesz wpuszczała do mieszkania, tu są pieniądze, aha pójdziesz na pocztę i zapłacisz za radio i mieszkanie. Wstaje i siadam na krześle, bo nie wiem, co mam zrobić. Nie wiedziałam jak mam się zachować – wspomina Maria – pan Janusz jest młodym mężczyzną, cały czas uśmiecha się do mnie, stara się być dla mnie bardzo miły. Przypominał mi ciebie Marian, ty też taki byłeś dla mnie tam, w tej tawernie. Ale to mnie jeszcze bardziej peszy. Nie mogę się ruszać jestem w sobie spięta aż mnie wszystko boli. Gdy mówię proszę pana – Janusz reaguje – długo będę czekał żebyś mi mówiła po imieniu? A gdy odważyłam się wypowiedzieć jego imię – Janusz – nie poznałam swego głosu, był jakiś inny, ale Janusz szybko zareagował. No widzisz Mario będzie się nam łatwiej rozmawiało, chodź do kuchni, przepraszam cię za ten kawalerski bałagan. Bo wszyscy nazywają i mówią, że jestem stary kawaler, to widać po mnie prawda? Nie, nie pan to znaczy Janusz ty nie jesteś stary – mówię. O tu w lodówce jest jedzenie w nocy do ciebie będę telefonował już ze statku i powiem tobie, o której godzinie statek wychodzi w morze. Panie Januszu, przepraszam Januszu, ale ja się boję tu być sama, ja sobie pójdę już. Przepraszam. Co? Teraz jak już umówiliśmy się to chcesz mnie zostawić samego? Spójrz, jaki tu bałagan w moim, nie w naszym mieszkaniu, głośno mówi Janusz i znowu przypomina mi się twój głos Marian jak wołałeś w tawernie kelnerkę i jak do niej mówiłeś Janusz, co będzie jak tu nie będzie ciebie? Ja tu nikogo nie znam, ja jestem sama boje się. No to bardzo dobrze – uśmiecha się Janusz – nie masz nikogo w Gdyni? A gdzie masz swoje rzeczy no wiesz sukienki, no i wiesz inne rzeczy? Przepraszam cię, ale ja nie mam żadnych rzeczy – mogę już sobie pójść? Dzisiaj już nigdzie nie pójdziesz nigdzie! A jutro sama siebie zapytasz i zadecydujesz. Mario tu są pieniądze, jutro sobie kupisz jakieś rzeczy a teraz do roboty, pomagam Januszowi przy pakowaniu walizki. Musisz się nauczyć sama pakować moją walizkę wiesz, dlaczego Mario? Nie, nie wiem, ale się nauczę i będę tobie pakowała walizki. Bo jak będę na statku i będę rozpakowywał walizki to będę o tobie myślał. Czas szybko minął, Janusz już ubrany w munduru – mówi – pożegnamy się tu w mieszkaniu na dworzec pojadę taksówką. Mario – wierze, – że będziesz tu czekać na mnie tu w mieszkaniu a teraz życz mi coś miłego. A ja – stoję i mówię tylko tak, tak, Janusz wychodzi z mieszkania odwraca się do mnie dotyka moich policzków całuje – CZEKAJ NA MNIE. Mówi z uśmiechem a ja płacze. Tak Marian wygląda teraz moje nowe życie, Januszowi opowiedziałam o tobie i uzgodniliśmy, że jak się spotkamy będziesz chrzestnym ojcem naszego dzidziusia. To ty Mario spodziewasz się maleństwa? Tak spodziewam się dziecka a Janusz jak dzwoni z morza to jego pierwsze słowa to jak się ma mały, jak się czuje i że mam dbać o siebie i o naszego dzidziusia. No to jest normalne, tłumacze Marii, że my tam na morzu myślimy o was. Twój Janusz pływa w ŻEGLUDZE a kiedy będzie w domu? Och już nie długo, bo za dwa tygodnie statek przychodzi do Szczecina a ja pojadę do niego na statek i razem wracamy tu do Gdyni, Janusz schodzi na urlop, bo chce być przy mnie, kiedy nasz dzidziuś się urodzi Mario – pozdrów swego męża od nieznajomego Mariana. A ty pozdrów swoją Danusie od nieznajomej Marii Czas szybko minął, było czułe pożegnanie i rozstanie, ale napewno się spotkamy.