Gdynia

·

Po umyciu i ogoleniu, przebieram się w ubranie wyjściowe, jakoś mi to ubranie nie pasuje, coś mnie gniecie, jakoś źle leży na mnie – chyba się odzwyczaiłem od własnego ubrania. W międzyczasie wojsko pogranicza przeszukują wszystkie pomieszczenia na statku, zaglądają wszędzie, do naszych szaf, pod stołem, w kojach a już najwięcej mają do szukania w maszynowni. Chociaż statek nie był w żadnym porcie, z Gdyni wyszedł i do Gdyni wrócił.
Jedno co nie podlega rewizji to biblioteczka marksistowska i pan KO. jest z tego dumny, bo nie musi otwierać a później na nowo układać w niej dzieła. Szeptem pytam się palacza Zygmunta.
Co to wojsko szuka przecież tu niema g
ołębi?
Palacz również szeptem mi odpowiada. No ty nie wiesz czego szukają? Szukają imperializmu amerykańskiego i wrogów socjalizmu.
Zygmunt a jak wygląda ten imperializm?
Tak naprawdę to nikt nie wie jak wygląda ten imperializm, nawet nasz kaoszczak.
Odprawa sie przeciąga, w czasie trwania tej odprawy nikomu ze zało­gi nie wolno 'wychodzić z pomieszczeń.
Wiec każdy z nas stoi przy swojej szafie albo koji, po godzinie wojsko wychodzi z naszego pomie­szczenia ale nam nie wolno wychodzić z messy.
Po kilku minutach schodzi do naszej mesy oficer pogranicza, w reku ma nasze książeczki żeglarskie, rozgląda sie po nas, po chwili mówi.
Witamy w Gdyni, nikt nie odpowiada bo nie wiemy jak sie zachować.

Oficer kładzie nasze książeczki na stole i po chwili bierze po jednej książce żeglarskiej i odczytuje w niej nazwisko. Odczytany podchodzi do oficera, ten ogląda dokument, spogląda na zdjęcie to znowu na twa­rz przed nim stojącego człowieka, po chwili poda dokument. I tak każdy ze załogi podchodzi do oficera i odbiera swoją książe­czkę mówi- dziękuje i odchodzi na swoje miejsce.
Przyszła i na mnie kolej, mowie- jestem- i podchodzę do oficera, który
ogląda moją książeczkę, po chwili mówi do mnie.
To wasz pierwszy rejs?
Tak jest panie poruczniku- odpowiadam.
No i co mocno kiwało? A rozmowa z Neptunem była?
Tak obywatelu poruczniku kiwało i to nawet dobrze a co do rozmowy z Neptunem to była i to bardzo poważna. Oficer s i załoga sie śmieją z, mojej poważnej rozmowy z Neptunem.
Po kilku minutach do mesy schodzi młody podoficer i nas powiadamia. Panowie załoga , możecie już schodzić na ląd, Życzę przyjemnego postoju Teraz już możemy przechodzić wszędzie po wszystkich pomieszczeniach, są już tacy że wychodzą ze statku,

Ja oglądam swoją książeczkę żeglar­ską, to jeszcze do szafy zaglądam, jakoś nie mogę sie zdobyć na opu­szczenie naszego pomieszczenia.
Co ty Marian mie idziesz do domu- pyta mnie drugi mechanik – zabierz mamie dobre mleko, kawę a ojcu to wiesz co, tylko wal prosto do domu bo jak się dowiem że gdzieś zdryfowałeś to wiesz jak ja umiem rozma­wiać, śmiejemy sie. Już ide panie mechaniku a to no mleko, kawę?
Przecież to twoje, zabieraj a i pozdrów rodziców.
Pan zna moich rodziców?
Ale poznam- mówi drugi.
Wychodzę na pokład, w reku mam swoją małą walizkę a gdy przechodzę koło windy zatrzymuje mnie wachtowy.
Trymer to ty? Wiesz ja bym ciebie nie poznał na ulicy.
Bede bogaty – odpowiadam- no a ty wachtujesz do wieczora?
Nie do rana, do rana, tak mi przypadło- mówi wachtowy- no to cześć.
Podchodzę do trapu statku, mowie wachtowemu „no to cześć”
Z trapu schodzę na ląd a tu niespodzianka , mam odczucie że ziemia pod moimi stopami faluje i mam trudności ze stawianiem nóg na zie­mie, lekki zawrót głowy, co jest? Ale przecież ze statku na mnie patrzą, co tu choroba morska? Myśle sobie. Po kilkunastu krokach wszystko wraca do normy, już mogę chodzić normalnie.
Ide w kierunku bramy wyjściowej z portu a tu już w stronę Placu Kaszub­skiego, na skrzyżowaniu spotykam kolegów ze statku którzy sie zastanawiają gdzie pójść na piwo, krótkie cześć, ,cześć i ide już w swoją stronę , Świętojańską w góre. Pogoda jest wspaniała, oglądam sie bo może kogoś znajomego spotkam Przyjemnie tak sobie chodzić po lądzie, no i widzę kolegę wiec mówię. Cześć – Stachu! jak sie masz , bo ja wiesz dopiero wróciłem
Cześ odpowiada mi – nie mam czasu , wiesz ide do kina- wiesz z dziewczy­ną No to cześć
I już go nie ma, no ma racje , dziewczyna nie będzie czekała.
Ide dalej w stronę domu, no idzie Heniek, Heniek to dobry kolega.
Heniek! Heniek wołam , ale tylko sie odwrócił i już go nie widzę, na ­pewno mnie nie poznał, stoję , zastanawiam dlaczego sie nie zatrzymał.
A tak chciałem mu powiedzieć że wróciłem z rejsu, może to ja sie zmieniłem a on mnie nie poznał, Do domu już nie daleko.
Stanąłem przed domem gdzie mieszkają rodzice, zastanawiam sie jak oni mnie przywitają.
Pukam nieśmiało do drzwi mieszkania i słyszę głos swojej matki – prosze Otworzyłem drzwi i stoję na progu i mam takie wrażenie jakbym coś przeskrobał, po chwili jestem już w pokoju , witamy sie, całujemy łzy, łzy radości nam płyną z oczu. Przyjechałeś? A widzisz matka mówiłem tobie ze będzie dobry dzień, bo mi sie śniły białe konie- mówi ojciec
Po miłym przywitaniu siadamy do stołu i patrzymy na siebie mała chwi­la milczenia i matka mnie pyta.
No jak tam ci było synku tam na morzu Dobrze było a ryb nałowiliśmy -tak. dużo ,do bazy oddawaliśmy, dobrze było.
No a jak burza na morzu była to też łowiliście? Pyta ojciec – no bo jak burza to musi być i duża fala?
Był sztorm to musieliśmy sztormować i nie można było łowię Moja mama stawia na stół co ma, bo i to czas na kolacje.

Ja również wyjmuje z walizki i podaje matce to co mam ze statku a ojcu podaje papierosy amerykańskie.
O to będą na niedziele, dziękuje, no dziś to sobie zapale no nie?
Po chwili wychodzi z pokoju i wraca do pokoju ze swoją nalewką.
No musimy wypić za szczęśliwy powrót.
W czasie kolacji przychodzi rodzeństwo i znowu są witania, chociaż już nie takie gorące jak z rodzicami.
Rozmawiamy wszyscy i wszystkim ja na dzisiaj mam już dużo wrażeń” i czuje sie zmęczony, a może to moja pora snu?
Matka patrzy na mnie przygotuje tobie łóżko i sie położysz , bo już zasypiasz. Nawet nie zaprzeczam, bo mi sie wydaje że i tak nie wiem o czym sie mówi przy stole. Nawet nie pamiętam czy powiedziałem dobranoc, po prostu padłem.
Po przebudzeniu w pierwszej chwili to nie wiem gdzie jestem, jasny pokój wygodne łóżko, gdzie ja jestem?
Dopiero głos mojej matki. No przecież jestem w domu.
Ale sie wyspałem- mówię- za cały rejs, o to już południe a jeszcze w łóżku, szybko zrywam sie z pościeli, wchodzę do kuchni Siadaj synku podam tobie obiad, bo na pewno jesteś bardzo głodny, bo. wczoraj zjadłeś trochę zupy i spałeś dalej.
Zastanawiam sie nad dniem wczorajszym, przecież jadłem kolacje a później poszedłem spać.
Mamo przecież wczoraj jadłem kolacje a nie obiad?
Synku kolacje to ty jadłeś jak przyjechałeś w środę a dziś jest już piątek i wczoraj tylko trochę zupy i spałeś że nie można ciebie było dobudzić a ojciec tak chciał sobie z tobą pogadać. To ja przespałem wczorajszy dzień cały? A dzisiaj już jest piątek?
Na tak długi sen na pewno wpłynęła atmosfera rodzinna , wygodne łóżko no i zmęczenie po rejsie.
Po zjedzonym obiedzie ide na spotkanie z kolegami, na pewno spotkam ich w basenie jachtowym.
W basenie kilka jachtów stoi na wodzie, pusto a przecież jest sezon a tu nie widać nikogo, powinno być gwarno i wesoło a tu cisza. Rozglądam sie po naszym harcerskim nabrzeżu, jakoś smutno, nasze jachty stoją na stojaka i innych konstrukcjach drewnianych, Smutny widok, ,Maszt na którym powiewała harcerska flaga gdzieś zniknął, nasze magazynki i warsztaty zniszczone, zdewastowane. Smutny widok ale ciekawe że siatka która nas odgradzała z GRYFEM pozostała nawet z drutami kolczastymi.
Podchodzę do naszych harcerskich jachtów i chociaż ktoś zamalował nazwy tych jachtów poznaje o to „Czuj-duch” a to jest „Wyga” o” Czajka” jakoś stoi tak że mam wrażenie że za chwile przewróci się na swoją prawą burtę. Zastanawiam się dlaczego to co harcerskie musi być zniszczone? Siadam pod jachtem Wyga bo wydaje mi się że ten jacht jakoś stoi i myślę, tak YMCA jej jachty też zostały zniszczone a teraz kolej na nasze. Moje rozmyślania przerywa mi głośny krzyk Halo! Halo! Obywatelu, tu nie wolno wchodzić, to jest port proszę opuście teren morski!.
Patrzę na to mówiące stworzenie ubrane w zielonkawy mundur na ramie­niu i na szyi ma jakieś ozdoby w kolorze jaskrawo czerwonym, chusta na szyi i duża opaska na ramieniu, a przez ramie ma przewieszoną torbę – domyślam się że jest to maska przeciw gazowa-.

Obywatelu proszę opuście teren- przypomina mi Słuchaj człowieczku mały a dlaczego ty mnie wyganiasz z mojego miejsca, czy ty wiesz do kogo należy ten tu plac, nabrzeże? Mówię Proszę opuścić teren bo będę wołał towarzysza instruktora Wołaj , wołaj, popatrz przyjacielu na te jachty , ktoś zamazał ich nazwy i do kogo należeli, ja tobie powiem te jachty to własność naszego harcerstwa i cały ten teren a ty mnie wyganiasz. Widzę że z baraku ZWM 'wychodzą, jeszcze dwie osoby i idą w naszym kierunku, no przecież nie będę uciekał, są również udekorowani w tą krzykliwą czerwień.
Z baraku jeszcze jedna osoba wychodzi, poznaje to dziecię marksizmu, lecz nie idzie w moją stronę, poznał mnie. Cała trójka stanęła nad moją osobą i mi tłumaczą, że tu ten basen to ich ośrodek szkoleniowy A te jachty kto tak zniszczał? Pytam
Te jachty zostały zniszczone przez czarną reakcje- odpowiadają
A gdzie jest ta czarna reakcja i rozglądam sie, bo ja tu nic nie widzę, tylko was widzę a właściwie kim wy jesteście żołnierzami, Służba w Polsce a może żeglarzami jesteście? Jesteśmy żeglarzami i będziemy pływali na jachtach- mówią
To na jachcie potrzebna jest maska i czerwone szmatki?
Nie ma odpowiedzi, stoją i patrzą na mnie i nie wiedzą co mają robić
Po chwili ktoś z baraku ich woła, odchodzą.
Siedzę sobie patrzę co pozostało po naszym HOM – ie, ruina a szkoda mieliśmy ładną flotę, na pewno czeka nas taki sam los jak YMCE. Jeszcze mały spacer po naszym placu, trochę popatrzałem na to co kiedyś było moim ABC morskim, Zegnaj HOM-ie. Pogoda jest wspaniała a ja nie wiem co mam robić, tu w basenie jachtowym nikogo z kolegów nie spotkałem. 0 pójdę do kolegi który mieszka blisko skweru. Po wejściu do mieszkania kolegi i tu rozczarowanie
0 Marian wita mnie matka kolegi- nie niema syna gdzieś sobie poszedł bo i pogoda, ale wieczorem będzie w domu
To ja przyjdę trochę później, dowidzenia i wychodzę z mieszkania.
No ale mam pecha ,nikogo nie mogę spotkać, już wiem pójdę na statek i sobie pogadam z kolegami ze załogi.
Zmieniam kurs i biorę kurs na port gdzie stoi mój statek, po kilku­nastu minutach jestem na nabrzeżu a, no właśnie a tu niema mojego statku, statek jest pod bunkrem, szkoda, na szczęście spoty­kam kolegów z naszych warsztatów. Przywitaliśmy sie serdecznie, rozmawiamy o tym że mi sie udało że teras już pływam, że jestem szczęśliwy.
Dzień minął , pora jest by pójść do domu, w domu znowu opowiadam jak to jest na morzu, jak to jest jak sztorm albo jak jest mgła No Żdzicha albo kogoś spotkałeś ?Pyta matka
No nie ale rozmawiałem trochę w basenie jachtowym.
Myśle czy to pech, właściwie to spotkałem kolegów, ale nikt nie miał czasu na rozmowę ze mną a może tak musi być że człowiek morza powi­nien na lądzie być zawsze sam. Nasz asystent pan Kwasecki Stasiu mówi że jak człowiek jest sam to nikomu nie przeszkadza i zawsze ma racje.
Właściwie to dobrze że nikogo nie spotkałem, bo może ten ktoś by po­myślał że ja sie chwale że pływam na statku.

Na szczęście moje wolne na lądzie mi sie kończy i wracam do pracy na statek, może to dobrze bo tu można sobie porozmawiać z kolegami. Jest poniedziałek, pierwszy dzień pracy na statku po kilku dniach pobytu na lądzie.
Na statku tętni życie, jest wesoło i gwarno, na urlop zeszli ze statku mój zmiennik i palacz Maks, zeszedł i nasz kucharz na urlop i kilku ludzi z pokładu. Jest i jeden dezerter to młodszy rybak który jak tylko dostał książkę do reki to wszystko zostawił to co mu dała matka, armator i ojczyzna i po prostu uciekł, nikt go już nie widział ani na statku ani na lądzie, nawet sie nie wyokrętował w biurze, chyba już nigdy nie spojrzy w stronę morza. Jak na pierwszy dzień to pracy mam powyżej uszu a może i trochę więcej ,szkoda tylko że niema Grzegorza, praca by nam szła szybko a tak jestem sam. W pierwszej kolejności to robie porządki w maszynowni i kotłowni, bo w czasie postoju statku w porcie były wykonane remonty i czyszczę nie kotła. Pracuje , pracuje bo za mnie nikt za mnie nie zrobi, około połu­dnia mam przerwę, ide do messy, może będzie coś na ruszt.
W messie jest kilka nowych twarzy, to ci którzy zaokrętowali na nasz statek. Steward zobaczył mnie bardzo sie ucieszył ja również
Cześć Marian jak po postoju, poczekaj przyniosę tobie coś na ruszta, do zjedzenia.
0 to dobrze bo jestem głodny – mówię Po chwili przynosi mi wędlinę i chleb i mówi
Ty wiesz jaki ten kucharz jest chytry? Wszystko pozamykał a klucze ma w kieszeni
A co on taki chciwy?
Gorzej, mówię tobie to Szkot, śniadania nawet nie dał załodze a obiad to mówi że da ale za falochronami, dobrze że mam trochę żarcia wiesz dla swoich. No to będę żył myślę sobie, zjadłem i popiłem zimną herbatą.
W messie jest załoga i ta co schodzi i ta co zaokrętowała.
Obok mnie przy stole siedzi młody chłopak, widać że po wojsku, w M W. marynarskie spodnie i pasek z klamrą MW, kolorową koszule i modny w jaskrawym kolorze krawat na którym widać dziewczynę pod palmą.
Chłopak szpanuje
Po chwili ten ktoś mi sie przestawia -no i zaczyna sie rozmowa.
Tadek jestem – ten ktoś mówi- a ty co? Hajcerem jesteś na tej Łajbie?
Nie proszę pana – odpowiadam- jestem trymerem
A długo, długo sie już pływa?
Nie, nie długo- odpowiadam wymijająco
Oj popływa człowiek znowu- mówi Tadek-popływa sie po morzu, zobaczy sie znowu Montewideo ,Casablankę, Kanary, tak tak to jest pływanie
To już tak daleko pan pływał? Pytam
Cha, cha pływało sie, pływało- mówi mi Tadek Tej rozmowie przysłuchuje sie również drugi mechanik i mówi
To z pana już stary marynarz A ty Marian jak daleko jesteś z robotą?
Z magazynu już wszystko jest na burcie, porządki w maszynowni i w kotłowni można powiedzieć że są zrobione, teras na pokładzie, no po­wiązać wszystko , no z kotłowni wyciągnąć po szlakowaniu, ale wie pan jestem sam . No ja wiem, rób a jak będzie drugi trymer to skończy robotę- mówi drugi mechanik.
Do messy wchodzi pierwszy mechanik uśmiechnięty, wita sie a już drugi mechanik sie pyta .
Mietek dlaczego niema drugie trymera?
Co nie ma trymera a Miksztacki mi mówił że już-cała załoga jest za-mustrowana.
Ale trymera nie dali a Marian sam wszystko robi a roboty jest.

Halo panie -mówi Tadek – panie to może o mnie chodzi, bo ja tu na tej łajbie jestem nowym.
Drugi mechanik spojrzał na mówiącego i chyba trochę pobladł na twarzy
Pokaż kolego książeczkę.
Ten mu podaje swoją książeczkę , proszę kolego – mówi do drugiego.
Mechanik patrzy na książeczkę to znowu na jego właściciela a po potem
Panie to pan tu pieprzy o Montewideo i Kanarach i inne pierdoły a dlaczego sie pan nie przebiera i nie idzie do roboty?
Już ja tu nie widzę pana !
już do roboty! Już ja ci dam Montewideo i nie tylko
Nigdy nie widziałem tak zdenerwowanego drugiego mechanika, to też nie czekam na finał rozmowy i na wolno wstecz wychodzę z messy.
Po chwili przychodzi Tadek do maszynowni.
ja przygotowuje wszystko co należy przygotować do wyjścia statku w morze tłumacze, uczę go jak i co ma trymer robić w maszynowni.
Mój zmiennik Tadek szybko sie meczy w maszynowni, poci sie, spoglą­da na zegar i pyta o której kończy sie praca.
Na zegar to ty nie patrz- mówię- a kiedy będzie koniec roboty to nam powie drugi mechanik.
To ten kolega taki nerwowy ?

Nerwowy to drugi nie jest ale , a że ciebie pogonił to miał racje.
Dlaczego? Przecież ja byłem już od rana na statku
To dlaczego sie nie zgłosiłeś u mechanika?
A teraz idziemy do góry.
Tu na pokładzie sprzątamy węgiel na pokładzie, zamykamy zasobnie węglowe, chociaż widze że mój zmiennik ma inne zainteresowanie No Tadek ty sie przykładaj do roboty bo ja sobie pójdę do innej a No ale tu są inni ludzie – mówi Tadek- to my mamy tylko robić??
To co my tu robimy to nic zobaczysz robotę za falochronem i proś Boga by nie kiwało, bo ci nie pomogą nawet Kanary
Ale kiedy sie wachta kończy, przecież na okręcie są wachty?
Tu też mamy wachty ale nie w porcie – tłumacze
To kiedy ja będę po wachcie ?
Drugi mechanik tobie powie, wiesz co ? Jesteś nudny , ja ide do swojej roboty a ty idź do drugiego mechanika i mu tam pieprz za uszami! Odchodzę. Wre praca na statku i na pokładzie jak i maszynowni, wiadomo dzień wyjścia statku w morze, trymerem numer 1 jestem ja , Tadek numer 2 Staram sie wprowadzić Tadka w rytm pracy na naszym statku, mowie mu jakie są jego obowiązki i co i jak ma pracować, Tadek jest trochę zawiedziony nadmiarem pracy tu na statku, szczególnie przeraża go praca w kotłowni. wyciąganie popiołu z popielników kotła. Zasłania sobie twarz jakąś kurtyną i tylko widać oczy, nie zwracamy na to uwagi, ale jest to trochę śmieszne. W przerwie na obiad siedzimy w mesie, w oczekiwaniu na obiad,
Tadek sie rozgląda po messie, po naszym pomieszczeniu i mnie pyta
Słuchaj kolego a gdzie ja będę spał?
Gdzie? Tam gdzie -Grzesiu spał tam u góry i pokazuje górną koje
Tam w tej norze? Przecież są tu jeszcze inne łóżka, o tam w tej kabinie jest łóżku puste
Wiesz tu trochę sie zmieniło bo jedni zmustrowali a inni zamustrowali i gdzie kto będzie spał to ja nie wiem.

To ja zajmuje to górne łóżko w tym pokoju małym, ostatecznie gdzieś musze po wachcie spać.
Tadek nie czeka na dalszą dyskusje, wyciąga z spod stołu swój mary­narski worek i sie urządza w kabinie drugiego mechanika.
Po obiedzie idziemy na pokład by zabezpieczyć znajdujący sie tam węgiel, już wiem jak należy zabezpieczyć by go nam Neptun nie za­brał, jak to było w poprzednim rejsie. Hej chłopie! Wołam swego zmiennika – pokaże tobie jak sie wyciąga z kotłowni szlakę.
Wchodzimy nadbudówkę kotłowni, otwieram w nawiewniku zasłonę i tłumacze co należy robić by z kotłowni wyciągnąć szlakę. Tadek stoi w rozkroku rece w kieszeni, bo przecież na okręcie tak sie stoi.
Przez nawiewnik wołam do kotłowni do palacza że będziemy wyciągać popiół.
No już pora bo ja nie mam gdzie chodzić – odpowiada palacz.
No i zaczyna sie wyciąganie z, kotłowni szlaki, wyciągam pełen kibel szlaki, stawiam na nadbudówce, schodzę na pokład i wysypuje pod nadburcie, pod nadburcie statku i tak po kilku wyciągnięciu kibli, widzę że mój zmiennik leje wodę jakiemuś marynarzowi z pokładu, zamiast sie interesować tym co ja robie. Hej trymer! Wołam-ale Tadek nie zwraca na mnie uwagi, podchodzę do swego zmiennika i pytam -widziałeś jak sie wyciąga popiół?
Nie, nie – odpowiada- wiesz to mnie nie interesuje, wiesz ja to wole ruch, cumę podać posterować na mostku, albo wiesz przez lornetki obserwować dziewczyny na plaży. Słuchaj ty marynarzu z Montewideo-
Już jestem pod pełnym ciśnieniem i za chwile będę blazował – tłumacze mu ja swoją porcje szlaki z kotłowni wycią­gnąłem a ty rób co chcesz! Wyciągaj popiół albo idź sobie do koji mnie to gówno mnie obchodzi ! Ja za ciebie nie będę pracował!
Odchodzę Tadek widzi że to nie przelewki, woła do mnie
Kolego trymerze, kolego,- woła- ja już wam będę pomagał w pracy.
Wracam do niego , Słuchaj marynarzu ty mi nie pomagaj a rób to co do ciebie należy.
Wyciągaj popiół z kotłowni bo palacz czeka! Co ja mam robić? Pyta Tadek
Jeszcze raz ci pokaże a ty sie ucz bo ja żył wiecznie nie będę, no wyciągam pojemnik pełen ze szlaką z kotłowni, schodzę na pokład wysypują pod nadburcie, widzisz tak to sie robi a teras twoja kolej Z pokładu obserwuje jak sobie radzi, no ciężko mu to idzie, z tru­dem wyciągnął kibel z popiołem, ale gdy chciał zdjąć z nadbudówki kibel z popiołem wysypuje mu sie na pokład. No to sie bosman ucieszy gdy to zobaczy- mówię
Przecież to dla mnie za ciężkie – odpowiada Tadek-, to trzeba we dwoje robić.
Odchodzę i myślę sobie poszukaj sobie pomocnika bo ja mam prace.
Nie mam cierpliwości tłumaczyć swemu zmiennikowi że należy praco­wać a nie stękać, za nas nikt tej roboty nie zrobi. Tadek wpadł na pomysł i wyciąga z kotłowni pojemniki do połowy napełnione. Wieczór już jest, prace skończyliśmy, mój zmiennik idzie, na odpo­czynek a ja na wachtę, którą kończę o pierwszej po północy. Przy trapie jest powieszona tablica która informuje załogę że wyjście statku w morze to godzina 22, to jeszcze jest trochę czasu.

Ide do mesy by sie napić herbaty no i trochę odpocząć, przecież od rana jestem na nogach, palacze mają już wachtę morską.
W messie atmosfera nerwowa, wiadomo dzień wyjścia, ktoś z kimś sie kłóci, ktoś komu wygraża że go zdejmie ze statku.
Inny sam chce zejść ze statku, bo tu na tym’ statku ludzie nie mają gdzie spać. Po chwili już wszystko wiem.
Pan KO.- oficer polityczny nie ma gdzie spać, bo nowy trymer zajął koje oficera politycznego,
Tadek udaje że to sie nie dotyczy jego osoby. Odpoczywa sobie w koji,
Po chwili pierwszy mechanik woła nowego trymera do messy.
Panie trymerze, kto panu pozwolił żeby pan zajął koje zastępcy kapi­tana? Dlaczego pan wchodzi do kabiny oficerskiej, pan sie nie pyta nikogo i zajmuje koje pana KO. Czy pan polityczny ma spać w szalu­pie? Niech mi pan nie przerywa, dlaczego sie pan nie zapytał gdzie jest koja dla pana? Tadek zauważył moje wejście do messy i mówi-
Ja sie pytałem o tu tego kolegi- wskazuje na mnie- a kolega ten pokazał mi tam tą norę, że tam jest dla mnie spanie a przecież są inne wolne łóżka i w tym pokoju było też wolne łóżku. To zająłem bo ten kolega mówił że kto pierwszy to, Drugi mechanik przerywa rozmowę Tadeusza.
Acha to pan mówi że to Marian kazał panu zająć oficerską koje?
Ma­rian! to ty kazałeś temu koledze zająć koje pana KO.?
Nie panie drugi, ja mu pokazałem jego koje, ale on powiedział że to jest nora i wybrał sobie koje pana KO. O.co innego gdyby zajął moją koje no to już by było po nim – mówię No, no wolnego panie trymer , niech pan pamięta że jesteśmy w porcie pan kogoś wyrzuci za burtę a’ ten po kilku dniach wypływa sobie w basenie portowym a pan wie jakie są kłopoty z topielcem? Tłumaczy polityczny. Marian – wtrąca sie drugi mechanik – pan KO. ma racje bo co innego jak będzie­my na wodach neutralnych , no to można.
Panowie załoga maszynowa – mówi bosman- wy sie naprawdę zastanówcie gdzie ten młody marynarz będzie spał? Bo tamta koja już jest zajęta przez pasażera który płynie z nami do Szkocji,. No faktycznie mamy problemy- mówi drugi mechanik – no i widzi pan ile to pan nam narobił kłopotu, no gdzie by panu dać jakieś spanie. A tam na górze ta nora, nie no to, to łóżku co miało być dla mnie?
Już jest zajęta ,tam będzie spał pan ambasador który płynie do Anglii – mówi polityczny.
Panowie jest przecież wyjście ja sam spałem w poprzednim rejsie, no wiecie nad kotłem
Nie! Nie ! Krzyczy Tadek – tylko nie tam! Przecież tam można sie ugo­tować, ja już będę tu spał na ławie tu w messie
Prawo Morskie nie pozwala- ktoś mówi
Ktoś wchodzi di messy i mówi panowie mam nowinę, wiecie ten pasażer.
Nie pasażer a pan ambasador – ktoś go poprawia
No, no ten ambasador nie płynie z nami bo sie boji bo mówią o dużym huraganie na morzu.
To koja jest wolna- mówi KO.-
Tadek już nie czeka na zaproszenie do koji , szybko wskakuje do swej nory i sie urządza, tam w koji wyjmuje wszystko z worka marynarskiego wszystko wyjmuje i układa w swojej norze.

Czas szybko nam mija i zbliża sie godzina wyjścia statku w morze ale nie zanosi sie na koniec odprawy, w salonie u kapitana są spraw­dzane dokumentów, ,na nabrzeżu stoi wojsko i oni też czekają na zakoń­czenie odprawy. Po godzinie słychać już. dzwonki alarmowe, dwa krótkie sygnały i już wszyscy idą na stanowiska manewrowe i tuż przed północą nasz statek opuszcza swój port macierzysty GDYNIA Po manewrze „pół naprzód” 'wychodzę na pokład, zobaczyć gdzie już jesteśmy, o już jesteśmy miedzy falochronami na wysokości Skweru Kościuszki.
Żegnaj Gdynio, żegnajcie rodzice, żegnaj i, ty chociaż ciebie nie spotka-kałem a tak dużo tobie chciałem opowiedzieć kochana, żegnajcie wszy­scy ja wracam na Północne, na wielką wodę po przygodę. Już schodzi zmiana wachty ,zmieniają sie mechanicy i palacze, prze­kazują sobie wachtę, są uśmiechnięci że znowu jesteśmy razem tu na PLUTONIE . Robie obchód w maszynowni i kotłowni a nawet w kuchni, później wychodzę na pelengowy by jeszcze raz spojrzeć na kochaną Gdynie.
Pa, pa żegnaj za pare miesięcy znowu sie spotkamy, bo kocham ciebie Gdynio.
Od strony morza Gdynia w swoich światłach portowych ładnie wygląda staram sie zapamiętać ten widok bo długo ciebie nie będę widział.
Przed obudzeniem zmiennika wsypuje dużą porcje węgla do pieca kuch­ni by piec był nagrzany gdy kucharz rano wstanie do swojej pracy.
Hej! Ty! Tadek wstawaj na wachtę, wstawaj – mówię ale chyba będą kłopoty ze wstaniem mojego zmiennika- ściągam z niego koc, klepie go po pysku, wstawaj dziadu bo czas na wachtę! Po chwili mój zmiennik otwiera ślepia i robi wrażenie że nie wie co ja do niego mówię a po chwili pyta.
To ja mam teras wstać? W nocy na wachtę?
Wstawaj, wstawaj bo ja nie mam czasu sie z tobą pieścić gnojku!
Wychodzę z messy i myślę że ma szczęście że nie ma fali, bo byłby z nim kłopot jak nic.
siedzę w maszynowni mimo że minął już czas zmiany wachty a mojego zmiennika nie widać.
Marian, idź i zobacz co ten z Montewideo robi – mówi drugi mechanik i powiedz mu jak nie wstanie za pięć minut to ja przyjdę go obudzić to mu sie przypomni Montewideo, Kanary i nie tylko, no to cześć. Na pokładzie panują egipskie ciemności bo oprócz pozycyjny, wszystkie światła są pogaszone tu z lewej burty mijamy latarnie to Hel a jakieś reflektory tu co pewien czas sie zapalają, to WOP pilnuje naszych wód terytorialnych a właściwie to pilnuje by ktoś nie uciekał ze zatoki.. Koniec podziwiania świata, schodzę do messy a tu zmiennik ubrany w kombinezon i sobie śpi na ławie przy stole.
Hej ty trymer z Montewideo – mówię – wstawaj na wachtę, masz pięć minut na zejście do maszyny.
Bo inaczej to drugi mechanik po ciebie przyjdzie ze zaproszeniem.
Po co ja mam tam schodzić? Tam na dął przecież wszystko jest zrobio­ne mówiłeś tak wczoraj- tłumaczy mi Tadek
Twoja sprawa idziesz na wachtę czy do koji to twoja sprawa.
Otwierają sie drzwi kabiny pierwszego mechanika a w nich staje mechanik, patrzy na trymera a po chwili mówi.

Co do cholery, ja musze tobie zaproszenie dać na wachtę a może mam ciebie za rękę i zaprowadzić do maszynowni? Jazda na dół bo zniosę ciebie na swoich plecach ! Już ciebie nie widzę! Nawet nie widziałem jak Tadek czmychnął z messy a ja też do swojej koji.
Noc mi minęła szybko, jestem wyspany, co to znaczy spać we własnej koji, małe mycie, małe siusiu i już jest człowiek gotowy na wachtę No to co Stasiu zjemy wzmocnioną? Mówię do pomocnika
Ale zanim mi odpowiedział Stasiu to już słyszę głos kucharza z góry
Trymer jajecznica na czym i z ilu jaj z jednego czy z dwóch?
Panie szefie wzmocnioną daj mi , wiesz po porcie człowiek jest troch
wygłodzony, wiesz jak to na lądzie no nie?
Po długich targach steward podaje mi skromną porcje jajecznicy
Mówiłem tobie że to Szkot do kwadratu-szepcze mi Stachu- mówiłem Szkot i to na pewno z Irlandii, nie martw sie tu w szafie będzie por­cja dla ciebie , wpadnij później do messy. Wietrze sobie płuca na pokładzie i trochę sie dziwie że mój zmiennik mnie nie budzi, no czas, schodzę do maszynowni a tu nie jest sprzątnięte, ani oleju nie ma w oliwiarkach, co jest ? W kotłowni jeszcze gorzej bo kupa popiołu i szlaki na płytach podło­gi, węgla też nie widzę, patrzę na palacza a on mi mówi.
Oj słaby ten marynarz z Montewideo, słaby,
Po chwili węgiel sie wysypuje na kotłownie, to mój zmiennik przycią­gnął kosz węgla z ładowni, wychodzi z tunelu , wygląda strasznie. Jest wybrudzony tak jak by czyścił kocioł.
Co ty Tadek tak mało węgla na zdanie wachty mi zostawiasz?
A co ja mogę o patrz już palacz wsypuje cały węgiel do tego kotła
0 i już nie ma sam widzisz , jak tylko przyciągnie pełny kosz tego węgla to pan palacz wszystko wsypuje do pieca , naumyślnie to robi. No to nasyp tyle węgla że palacz nie będzie miał gdzie chodzić. Odpowiadam.
Ja za to nie mogę że pan palacz wszystko spalił -tłumaczy Tadek
No dobrze palacz spala wszytki węgiel a dlaczego, tego popiołu nie 'wyciągniesz i nie wyrzucasz za burtę?
Przecież ja nie mam czasu to zrobić- tłumaczy Tadek. No to Tadek idź do góry i wyciągaj tą szlakę całą i wysypuj za burtę. Zmiennik mój jest wykończony, wychodzi z kotłowni bardzo powoli ale ja nie mam czasu jego oglądać . Po pół godzinie sytuacja jest opanowana, węgiel jest fuli, ale popio­łu jest jeszcze ładna kupa, za długo to trwa. Idź , idź do góry i nastaw te cholerne nawiewniki bo on tego nie zrobi, przypomina mi palacz.
Teraz gdy jestem tu na pokładzie to widzę że nie jest opuszczona rura przez którą sie wysypuje szlakę za burtę i mój zmiennik, wysy­puje wszystko na pokład. Szybko opuszczam rurę i mówię Tadek patrz jak to sie robi .w morzu, wyciągam pojemnik z kotłowni, podnoszę i wysypuje w tą rurę i już szlaka poleciała za burtę. Patrz jak to robie jeszcze pare pojemników wyciągam no i siup wszystko leci za burtę, no to teraz wiesz to pracuj a później to co leży na pokładzie wyrzucimy za burtę. Bierz sie do roboty a ja już musze do maszyny i już mnie tu niema.
Jest już zmiana wachty z palaczem szybko czyścimy palenisko.
Teraz kolej na prace w maszynowni, mój zmiennik nie miał czasu by tu w maszynowni zrobić co do niego należy.
Małe pół godziny i już w maszynowni ma wszystko zrobione, mały oddech, tu na dole wszystko sie kreci normalnie.

No na koniec wachty ide do góry by wyrzucić z kotłowni wszystko co nie potrzebne, budzę swego zmiennika i znowu jest nie przytomny i zdziwiony że znowu na wachtę? Na pokładzie szybko zjadam obiad , bo jak to Grzesiu mówił że na jedzenie szkoda snu, w maszynowni siadam przy mechaniku.
Palimy papierosy, no i czekam na swego zmiennika, mija już dziesięć minut a jego nie widzę, może zasnął mówię mechanikowi, i ide do góry. A tu mój zmiennik siedzi na polerze obok niego stoi jego kolega jest tylko w spodniach i sobie rozmawiają, podziwiają morze.
Podchodzę do zmiennika i mówię mu.
Kolego wachtę zdajemy sobie w maszynowni, masz mnie zmieniać punktualnie, budzić pół godziny^ przed wachtą, zostawiać węgiel już nie mówię o porządkach, cześć. Zostawiam, odchodzę, ale ten jego kolega chyba też jest dobrym marynarzem takie tatuaże, dziewczyna na wyspie pod palmą, no, no ma sie czym chwalić. Hej! ty halo kolego trymer woła mnie Tadek.
Wracam i pytam, o co jeszcze chodzi? pytam
No chodzi że ja mogę nie dać rady to wszystko zrobić no nie?
To po wachcie będziesz zapieprzał aż będzie huczało.
Ale ja sam na statku nie jestem- mówi Tadek.
Ale ja już jestem w messie
Gdy już leże w koji słyszę donośny głos drugiego mechanika, o jestem
pewien że jest to zaproszenie na wachtę.
Po dobie jesteśmy już w cieśninie Sund, wychodzę z maszynowni pod pretekstem ustawienia nawiewników a przy okazji popatrzeć trochę na to co sie dzieje wokoło nas, jest ciemno i tylko widać dużo świateł na pokładzie niema nikogo, na pewno pan KO. sie opiekuje załogą. Schodzę do maszynowni i o dziwo mój zmiennik jest już na wachcie o to zasługa drugiego mechanika.
Widzisz jak wygląda maszynownia-pokazuje zmiennikowi – jest porządek chodź do kotłowni patrz ile węgla jest ja chce byś mi tak zdawał na koniec wachty. nic mi nie mów, powiedz to mechanikowi cześć! W czasie snu czuje że sie pogoda zmienia i chyba zaczyna sie kiwanie ale co to mnie obchodzi, ja odpoczywam, śpię. Wstawaj Marian bo ciebie nie budzą – mówi steward- masz już śniadanie na stole.
Dziękuje Stasiu, szybko wyskakuje z koji i również szybko zjadam śniadanie i teraz wychodzę na pokład.
0 jest i wiaterek a załadowa­ny a właściwie przeładowany statek bierze na siebie każdą fale, to nie jest dobrze bo znowu Neptun nam zabierze węgiel. W maszynowni znowu mój zmiennik zapomniał o porządku kotłowni o?
Co tu sie dzieje bunkry otwarte-pytam palacza
Nie wiesz trymer padł w szper bunkrze i musiałem otworzyć bunkry a resztę to sam nie zrobię .No pewnie , po to jest trymer a gdzie jest ten z Montewideo? Tam w szper bunkrze, umiera- odpowiada palacz
W szper bunkrze patrzę no jest Tadek, klęczy na kolanach we węglu a głowę ma jakoś opartą o łopatę, stęka głosem umierającego, wyrzuca ze siebie wszystko co mu zostało w żołądku. dwa dorodne szczury czekają na to co mu wyleci z ust, rzuciłem węglem w nich a sio wy! Chwyciłem Tadka za głowę, jego twarz strasznie wygląda chyba mu dużo nie trzeba by sobie zmienił świat. Tadek. Tadek klepie go po pysku ale nie reaguje tylko zielonkawa ciecz mu cieknie z ust, Tadek co ty umierasz, przecież nie jest taka duża fala. Wstawaj! – Mówię – wstawaj bo ciebie te szczury żywcem zeżrą, no ja ciebie nie dam sam rady wyciągnąć do koji.
Słyszę słaby jego głos Zostaw mnie, ja umieram, nie mecz mnie, zostaw ja już umieram.
Przecież tu ciebie może kawał węgla uderzyć w tym głupi łeb i ciebie za­bije jak nic a rodzinna płycie grobowej napisze że ” zginął tragicznie na morzu ratując tonący okręt” We dwoje z palaczem wyciągamy tego marynarza z Montewideo i ciągniemy jego zwłoki do kotłowni.
Zaraz wstanie -mówi’ palacz-ty trymer wstawaj! Bo ciebie do paleniska wrzucimy, palacz otwiera środkowe palenisko które jest najniżej z paleniska bucha gorączka że ja sie odsuwam a trymer leży i nie reaguje na gorące powietrze które bucha z paleniska. Jeszcze próba, palacz wsuwa pod plecy mu łopatę, leżący trymer tylko cichutka jęczy i ślini sie jakoś dziwnie, no ty trymer jak chcesz by ciebie wrzucić do paleniska? Głową czy nogami, mów! Byle nie bolało- mówi konającym głosem Tadek ,
No to koniec!
Nic nie pomaga, wiec ciągniemy przyszłe zwłoki po płytach ko­tłowni i zostawiamy w korytarzu miedzy maszynownią a kotłownią.
Ja nie mam już czasu na ratowanie przyszłego nieboszczyka, musze szybko pracować bo i tu w kotłowni no i tam w maszynowni mam prace.
Po godzinie już są zamknięte zasobnie, jest też zmiana wach­ty , nikt do mnie niema pretensji że nie wszystko jest zrobione tak jak to powinno być zrobione. Wiedzą że jestem sam i że robie wszystko nie siedzę.
W maszynowni gdy już kończę swoją robotę, mechanik mówi do mnie
Siadaj, odpocznij, masz zapal, sobie.
W trakcie odpoczynku mechanik mi mówi- wiesz za pół godziny stajemy w dryfie pod lądem, bo wiesz trzeba sprzątnąć węgiel na pokładzie wrzucić go do trzeciej ładowni, do szper- bunkru. Wiem o co chodzi panie mechaniku- mówię- tylko sie trochę ubiorę gitarę w rękę i już mogę to zrobić. Statek staje w dryfie pod brzegiem Dani. szybko wrzucamy węgiel do ładowni, pomagają mi z pokładu ludzie i po małej godzinie nasz Pluton już płynie na łowisko. Pogoda sie pogarsza a na Północnym będzie zdrowo dmuchać jak to dobrze że mnie fala nie bierze, im bliżej Północnego tym większa jest fala a i wiatr sie wzmaga, chyba będzie sztorm. W czasie obiadu kapitan decyduje na sztormowanie, mówi do nas. Będziemy sztormować bo szkoda statku i ludzi, na razie radio zapowiada sztorm, tak że trochę sobie sztormujemy a jak sie pogo­da poprawi to maszyna naciśnie na pedał i polecimy na łowisko. Korzystam że mam wolną chwile staje obok kuchni i proszę kucharza
o drugie danie i o dziwo daje mi wzmocnione, dziękuje szefie.
Gdy sobie spokojnie zajadam obiad teras widzę że tu w korytarzu który prowadzi na rufę leży na workach ze ziemniakami mój zmien­nik, leży i cicho stęka, jak to umierający robi. Podchodzę do niego sam sie trzymam jedną reką poręczy a w drugiej trzymam miskę ze swoim obiadem i pytam.
Tadek , dlaczego ty nie idziesz do koji spać? Tadek chyba zrozumiał co do niego mówię a może
zobaczył mój talerz
z jedzeniem bo już jest reakcja i już ma takie torsje, już nie jęczy a ryczy niczym młody lew w zamkniętej klatce, spada na podłogę korytarza. Jęczy, coś tam wypluwa, ma zamknięte oczy i chce odruchowo wstać z podłogi.

Stawiam swoją miskę na podłodze i staram się sie pomóc mu po­łożyć sie na workach, bo jeżeli go choroba morska nie wykończy to pewnie zostanie stratowany. Nie dam rady jego zwłoki są jak stara szmata do podłogi.
Otwieram górną cześć drzwi które prowadzą na rufę, masz tu wsadź ten swój łeb i oddychaj powietrzem i wypluwaj to z gęby, słyszysz!
On sie chyba przenicuje – myśle, po chwili Tadek usuwa sie na podłogę korytarza. jęczy a to dobrze to znaczy że jeszcze żyje.
Kończę swój obiad i schodzę do maszynowni, mówię o tym że jest źle z moim zmiennikiem, idziemy „na wolno naprzód” wiec wachtę mam ulgową, nie wiem co mam robić bo nie mara komu zdać wachty. W messie mówię o tym mechanikowi,
Mówisz ten nowy trymer choruje czy on tylko rzyga?
Bo jak sobie rzy­ga to dobrze i to nic nowego a ty możesz wskoczyć sobie do. koji. A on niech idzie na wachtę- mówi mechanik
Ale panie mechaniku on na nic nie reaguje – mówię – tylko na jedzenie to mu się ślepia otwierają i coś tam pod nosem mruczy
0 jak reaguje na jedzenie to dobrze – mówi bosman bo u nas dziobie ten tam leży i na nic nie reaguje, leży pod umy­walkami to nawet na szczury nie reaguje. Tadek jak leżał w szper bunkrze to też nie reagował na szczury – mówię
0 bo to są odważne chłopy – ktoś mówi.
I tak załoga w mesie dyskutuje jak poradzić tym co sie wybierają w daleką podróż, pomocy udzielić w chorobie morskiej.
Może wezwać Radio – Medical – mówi AS. to może ich uzdrowi a ten tam na dziobie też pływał na Kanary?
0 ten nasz marynarz na dziobie to chyba dalej jeszcze był a jakie ma tatuaże, na ramionach kotwice, na brzuchu palmę z dziewczyną, na plecach okręt i to jaki. A skąd ty to -wiesz?
Bo leży nago w umywalni na gretingach ,bo jak fala zlała to już on sie nie zdążył przebrać a teras to i z umywalek sie na niego leje woda.
Co nie można go wrzucić do koji?
Gdzie tam, on nie chce a zresztą nie da rady leży a jak go przesuwaliśmy pod ścianę to jego zwłoki przelewają nam przez rece jak meduza.
Panie pierwszy- a co mam robić?
Skończyłeś wachtę, na dola? wszytko masz zrobione , to masz wolne. Dziękuje panie mechaniku i już małe mycie i skok do neutralnej mojej koji, zasłaniam firankę, nie zapalam oświetlenia nad koją i staram sie jakoś zasnąć. Ale moje myśli są tam koło mojego zmiennika który tam na górze w korytarzu leży i meczy go choroba morska, ma i tak szczęście że nie gonią go na wachtę. A co będzie na Północnym? Przecież kapitan mówił że tam dmucha i to zdrowo.
Tadek sie wykończy jak nic albo przenicuje.
Przez sen słyszę jak pomocnik stuka naczyniami to znaczy przygoto­wanie do kolacji.
Wyskakuje z koji i pomału szykuje sie na wachtę.
Gdy jestem korytarzu na górze widzę że mój zmiennik leży na podłodze i jęczy, przeszkadza we wyjściu na rufie
Wstawaj Tadek! Bo tak nie możesz leżeć bo przecież cie zadepta zało­ga jak będzie szła na kolacje. Przecież ty masz tu na statku pracować a nie leżeć i udawać nieboszczyka.

Umieram -mówi konającym głosem- muszą mnie wysadzie na ląd oj ,ojej jęczy a daleko do lądu? Moje godziny są” już policzone już po mnie jest oj, oj, jeju, jęczy ,z oczu płyną mu łzy, Moja już noga nigdy nie stanie na okręcie- mówi szeptem
No oczywiście jak dożyjesz – podpowiadam.
Ma zamknięte oczy i chyba płacze i to jego ślinienie ja też w zeszłym rejsie przechodziłem tą grypę morską ale mnie sie wydaje że tak nie wyglądałem a jeszcze musiałem pracować w kotłowni. Tadek podnosi reke i mówi – Żałośnie umieram ,umieram, głowę jakoś nie naturalnie ma wykręconą ale jeszcze oddycha.
Tadek słyszysz jeszcze mnie – mówię- bo wiesz ten twój kole­ga ten z tatuażami już jest zimny i szczury już po nim skaczą leży na dziobie w umywalni zawinięty w brezent. Tadek otwiera oczy i chce mi coś powiedzieć ale już zaczyna sie nicować. Już chce odejść od niego ale tu już jest nas załogi więcej.
O co to może naprawdę z nim źle.
Po chwili już dwoje ludzi z pokładu układają przyszłe zwłoki Tadka bliżej kuchni.
Jest tu więcej miejsca, więcej jest oglądających.
Drugi’ mechanik metrówką zaczyna mierzyć ciało Tadka, jaki -wysoki, gruby szeroki, jeden ze załogi pisze te wymiary które podaje mechanik. Obecni przy pomiarach zwracają uwagę mechanikowi.
Panie drugi przecież według Praw Morskiego to należy wymiary nie­boszczyka podawać w calach angielskich. Co! Denerwuje sie drugi mechanik, to ja już wszystko zmierzyłem i co?
No musi pan jeszcze raz takie jest prawo
Tadek leży na podłodze obserwuje co to z nim robi załoga?
nogi rozszerzają a to go obracają- na brzuch i po chwili znowu mu mierzą.
Ledwo słyszalnym głosem Tadeusz pyta
Panowie co wy robicie ze mną? Oj ,oj, ja.
Nie, nie to już jest morska agonia on nie wie co my mu robimy i dobrze bo już nie cierpi- ktoś mówi.
Panowie- poważnym głosem mówi drugi mechanik- mamy pomiary zro­bione z dokładnością do pół cala i myślę że będzie miał biedak wygodną trumnę. Drugi mechanik zaczyna płakać, inni również ocierają łzy w oczach
Ktoś Mówi – taki młody tyle świata opływał a tu spotkała go śmierć.
Nic z tego- przerywa bosman- nie ma takich długich desek, no i tak zrobimy jak temu na dziobie , pitolimy mu nogi w kolanach a te kolana przywiąże sie do pasa nieboszczykowi. W korytarz i w kuchni zebrała sie prawie cała załoga i patrzą na umierającego pokonanego chorobą morską. To jest straszna choroba w zeszłym rejsie jeden a w tym już dwoje
A jeszcze daleko do końca rejsu.
Każdy z nas wie że morska choroba żeglugi wielkiej to samo co malaria albo tyfus, no nie? Oj, już to nie jeden sie przeniósł na tamten świat- ubolewa załoga.
Możemy sprawdzić czy jeszcze żyje, najlepiej to, bo ja wiem jak to zrobić.
No to gadaj co trzeba robić.
A no rozgrzać do białości pogrzebacz i przypalać piety, jak będzie drygał to jeszcze tam ździebko u niego życia a jak nic to już go w pudło, do trumny i jedziemy z koksem, za burtę z nim. Ale, ale panowie bez pogrzebu go chowamy

A kto ma go wyspowiadać jak już on nie dycha.
Na te słowa Tadek zaczyna się poruszać i coś tam mówi
Leż spokojnie, bo na nowo trzeba będzie robić pomiary na trumnę- ktoś
Ostrzega delikwenta.
Może on jeszcze trochę żyje –ktoś ma zastrzeżenie – o , o widzicie
rusza się, niech no ktoś skoczy po politycznego żeby go wyspowiadał.
Kapitan zwraca uwagę załodze.
Panowie dobrze trumnę zrobić, bo tu na tych wodach są takie ryby a jakie rekin.
Starszy rybak wchodzi do korytarz i już krzyczy.
Trumna już jest, ale nie malujemy, bo i szkoda farby no nie?
A tu masz bosman fukszwanca do pitolenia mu tych kulasów.
Bosman ogląda przyniesioną piłę, kiwa głową sprawdza czy ostra i
Szefie daj no tu denaturatu bo musze tą piłe odkażać
Tadek zaczyna walkę o swoje życie, próbuje wstać ale czyjeś serdeczne rece przytrzymują go na podłodze.
Tadek chce coś powiedzieć.
Zbawcza dłoń zakrywa mm usta- czule do nie mówiąc- leż , leż już nie długo będziesz się męczył.
Tadek szarpie, nawet wzrok już ma przytomny, chociaż jest bardzo wystraszony, blady i brudny, mokry. Kucharz już podaje butelkę z denaturatem – masz na odwagę wypij!
Szefie ten denaturat na odkażenie piły żeby nie było zaka­żenia a nie do picia! Chcesz nieboszczyka otruć Panie bosmanie ale trochę oszczędniej lej pan bo będzie potrzebne może dla innych i tu spogląda w moją stronę.
Po stromych schodach z messy ktoś wchodzi jest ubrany na biało w rece trzyma dużą księgę, pewnie jest to dzieło Marksa.
Dobrze znam bo ile to razy musiałem ją brudzi.
Spowiednik coś mruczy pod nosem, zatrzymuje sie obok Tadka a głośno pyta czy chce spowiedzi?
Nie! Nie! ryczy na całe gardło Tadek, ja już ide do maszyny!.
Ale spowiednik uznał że to do niego jest adresowane te krzyki szybko ucieka .Tadek jest już przytomny już mu choroba morska odeszła, prosi o litość. Ktoś co mu współczuje. zakrywa mu reką która jest w roboczej rękawicy i pieszczotliwie mu tłumaczy.
Leź, leź kochaniutki .nie krzycz, już nie długo , już ,już nadcho­dzi dobra chwila dla ciebie i pójdziesz na dno.
W tym czasie bosman polew denaturatem piłe i kolana umierającego by po śmier­ci delikwent nie miał zakażenia – tłumaczy bosman
Tadek poczuł charakterystyczny zapach denaturatu a jego organizm szybko zareagował i już są torsje i znowu sie meczy, próbuje krzyczeć. Nie! Nie! , 0 patrząc jak załoga przygotowuje nieboszczyka do pogrzebu zapomnia­łem że mam wachtę , wiec nie czekam na zakończenie lecz szybko schodzę do maszynowni, tu też dyskusja na temat pogrzebu. Nagle głośne krzyki z góry z korytarza .
Uciekać! Uciekać! Bo nieboszczyk wstaje!
Wstaje! Niedoszły nieboszczyk jest już w maszynowni żałobnie krzyczy

Ja już będę chodził na wachtę!
Będę wszystko robił! Panie mechaniku! Panie niech mnie pan ratuje.
Płacze Tadek, już wszystko będzie robił i węgiel i popiół też , niech mnie ratuje, już nie będę rzygał!
Ale samo słowo czy też zapach maszynowni powoduje że Tadek zaczyna, rozgląda sie i po sekundzie już ucieka do kotło­wni i tu pada na węgel i znowu umiera. No jak ja mu mogę pomóc?
leży na tym węglu pysk ma we węglu ryczy no ja wiem jakie to jest meczące przecież w zeszłym rejsie też myślałem że zmiennie na inny świat.
Podnoszę mu twarz i pytam- gdzie są twoje buty i idź do koji bo masz wolne. Tłumacze mu.
Tadek słabym głosem odpowiada, nie pójdę do koji, bo oni chcą mnie do trumny włożyć, zostaw mnie tu ja tu będę siedział, po chwili znowu leży na węglu. Palacz Zygmunt patrzy na niego i słucha co mówi.
Tadek! Słyszysz co ja do ciebie mówię! Pójdziesz ze mną do góry^ do koji, jak ktoś do ciebie się zbliży do ja go zabije. Chodź!!
Pomagamy Tadkowi stanąć na nogi, wyprowadzamy go z kotłowni no jakoś Zygmunt go po schodach wyciągnął do góry.
Zygmunt wraca do kotłowni i mówi że już w koji i już będzie zdro­wy jak wstanie, ma już to co każdy z nas musiał przejść. Zygmunta to ty też tak, no wiesz – pytam- no fala

A co myślisz a jeszcze gorzej miałem bo wiesz ten palacz , wiesz z handlowego Maks, ten to mi dał popić, jak wyciągałem kibel z popiołem to dolewał do pełnego wody, dopiero jak kapitan to zobaczył to go na dywanik wzięli, wszyscy od niego odwrócili i widziałeś jak było w zeszłym rejsie nikt z nim nie pogadał nawet jak święta byli to jakoś go omijali Co ty powiesz? Jestem zdziwiony – on mnie też dolewał wody do kibla z popiołem, ale jak mi wyskoczyła korba z reki i kibel poleciał na dół to powiedziałem mechanikowi i już nie lał wodę do popiołu. I znowu dzień minął a załoga miała trochę rozrywki, przecież to jest statek rybacki i coś sie musi dziać na jego pokładzie.

Tymczasem nasz dzielny PLUTON dalej sztormuje, w maszynie mam wachtę trochę ulgową, przecież idziemy na „wolno naprzód”
Pogoda sztormowa, na Północnym wieje ,nasze statki na łowiskach też sztormują, by przeczekać aż sie zmieni pogoda.
Koniec wachty, wchodzę do messy i po ławie do miejsca skąd mogę obu­dzić mojego zmiennika, tarmoszę jego i cicho mówię, wstawaj na wachtę.
Tadek nerwowo sie zrywa, chciał usiądź w koji ale tu nie ma miejsca na siadanie w koji i uderza sie głową o wręg sufitu, chwyta sie za czoło, patrzy na mnie i chyba nie wie dlaczego go boli czoło. Co? Co jest -pyta- gdzie ja jestem? Czy ja już jestem w Niebie? ,
Nie jesteś w niebie a tylko na statku i masz wstać na wachtę.
Acha, wachta już ide na wachtę do maszyny no nie?
Tak do maszyny masz zejść na wachtę. Mówię
Tadek jakoś nie wie jak z tej koji sie wychodzi i zapomina że na dol­nej koji ktoś śpi i staje mu na brzuch.
Steward głośno ryknął jak ty nieboszczyku łazisz po ludziach!
Czy ty nie wiesz że tu człowiek śpi! Co za marynarz z Montewideo.
Nie chce słyszeć dialogu wiec wychodzę do góry na korytarz, przez hu­laj patrzę na morze, po chwili Tadek staje obok mnie.
No Tadek widzę że już jesteś sobą ?
Tak ale boje sie schodzić na dół , bo mogę tam spaść do maszyny.
Patrzę na niego, jest tak brudny jak murzyn, chyba od Gdyni nie mył, ale miał chorobę, późnie sie wymyje.
Boisz sie schodzić to ja schodzę pierwszy a ty za mną ja będę ciebie
trzymał ale ty też mocno trzymaj poręczy bo wiesz że kiwa.
Jesteśmy na dole Tadek ucieka do kotłowni, ide za nim
No widzisz masz spokojną wachtę, węgla kupa tylko od czasu do czasu wpadnij do maszynowni bo może mechanik będzie potrzebował.
Do maszyny nie ide! – stanowczo mówi Tadek – bo tam jest mi nie dobrze Ważne jest że mój zmiennik już się kreci to mogę spokojnie odpoczy­wać w koji. We własnej koji, bo nie na wszystkich statkach jest tak że każdy trymer ma swoją koje, bywa i tak że trymerzy mają wspólną koje jeden pracuje a drugi w koji właściwie to zmieniają wachtę w koji. Przed snem przegląda jakieś czasopismo zazwyczaj to jest „MORZE”, po chwili gaszę światło we swojej koji i śpię.
Na wachtę budzi mnie steward, śniadanie jest już na stole, rozmawiamy jak to załoga uzdrowiła naszego trymera
A ty wiesz ten na dziobie praktykant leży w umywalni mówię tobie trup nie­boszczyk, szczury chodzą po nim a on nic i jeszcze mu tam coś odgry­zą, on nic nie wie co sie dzieję na świecie. Ale jakby mu tego pitolka odgryźli, byłaby heca – mówię- nie wiem czy we flocie był już taki wypadek ha, ha, ha, ha śmiejemy sie ale cała flota by o tym wiedziała W kotłowni Tadek trochę postarał i węgla trochę przygotował, go­rzej z popiołem.
Palacz mi tłumaczy.
Wiesz ja go nie wyśle do góry bo on tu na dole ledwo rusza nogami a tam to wiesz fala i jeszcze może być jakieś nieszczęść no mam racje ?
No pewno! Pójdziemy we dwoje to mu pokaże jak sie to robi w sztormie. Wyście na pokład prowadzi jedna droga przez piekiełko ( szyb kotła)

Tadek zastanawia czy może tam wejść, odstrasza go duża gorączka która panuje tu nad kotłem.
No na co czekasz Tadek? Jazda palacz czeka na nas.

po chwili jesteśmy na nadbudówce i już wyciągam popiół z kotłowni. Fala jest duża i co chwile przelatuje przez mostek jakaś fala, Tadek kurczowo trzyma sie relingów, nie patrzy na morze ma nawet zamknięte oczy, morze jeszcze sie boi. No Tadek widziałeś- jak to szybko idzie praca?

Będziesz wiedział jak to robić ale bądź ostrożny i jeszcze jedno. Stoimy za mostkiem przy kominie, tłumacze swemu zmiennikowi.
Sam widzisz tu nic nie jest strasznego, Tadek musisz być chłopem, bo inaczej dzięcioły nie dadzą tobie spokoju i będą z ciebie śmiać.
Ja wiem ale czy to tak zawsze będzie?
O co ci chodzi ?
Czy zawsze tak będzie, no wiesz, jak to na morzu. Ale czy będzie tak zawsze kolebać, no wiesz czy zawsze będzie tak kiwać statkiem – pyta Tadek

Nie, nie zawsze ale od czasu to jak dmuchnie to też boje czy mnie nie będzie brało jak to ty mówisz- tłumacze
Wiesz ja boje wejść do tego piekiełka- tłumaczy mi Tadek- tam można sie ugotować.
Ugotować to sie można jak tam ktoś śpi, albo jak powoli chodzi po piekiełku- odpowiadam.
To już wiesz jak wyciągać popiół? Ale musisz też pamiętać o nastawie-nawiewników i to nie tylko w kotłowni ale i w maszynowni, wiesz o te I pokazuje potężne faje nawiewników kotłowni i maszynowni.

Tadek patrzy na te potężne nawiewniki, które są powyżej pelengowego a statek chodzi na dużej fali a od czasu do czasu daje potężnego nura w otchłań morza. Wówczas fala zalewa cały pokład statku, ta po­tężna fala uderza z wielką siłą we windę trałową w mostek tu ta fala rozbija.
Cześć fali przechodzi bokiem ale i przelatuje ponad mostkiem, uderza w komin i w nawiewniki i dalej.
Dalej przelatuje nad stat­kiem na rufę na szalupowy, jest to piękny widok gdy sie widzi siłę żywiołu, dość tych widoków, praca jest. Tadek idziemy na pelengowy , pokaże tobie jak nastawiać nawiewniki Szybko wchodzę na pelengowy a tu na ławe która jest miedzy nawiewni­kami i je ustawiam tak by wiatr dmuchał do kotłowni ale – żeby fala nie wpadała do kotłowni. Tadek ma tylko głowę 'wystawianą” na pelengowy, resztę ciała chowa za mostkiem, 'wyżej nie wchodzi.
Co dalej nie wchodzisz!?
Ja nie potrzebuje , bo ja tu, już wszystko widzę- odpowiada.
Wchodź na pelengowy- mówię- nie bój sie tu widać jak idzie fala to można sie schować za kolumnę kompasu
Tadek zeszedł na nadbudówkę kotła , nie mogę go namówić by wszedł na pelengowy. Sam też schodzę na nadbudówkę, stoimy za osłoną mostku. Czemu nie chcesz wejść tam do góry na pelengowy?
Ja tam do góry nie wejdę bo sie boje a statkiem kolibie, no przechyły.
Długo mu tłumacze że ma być chłopem i że mu chce tam pokazać jak sie ustawia faje nawiewników.
Po chwili jesteśmy oboje na pelengowym, zaczynam mu tłumaczyć
Tadek stój tu za kolumną kompasową i trzymaj mocno i patrz jak to robie wchodzę szybko na ławie i już jestem przy nawiewnikach
Widzisz jak to jest łatwe?
Ja tam na góre nie wejdę!
Mam pomysł, wiesz weźmiesz sobie u kotłowni slojze (długi drąg sta­lowy do odbijania szlaki z ruszt w palenisku kotła) Tam w kotłowni jest ich kil­ka i patrz stąd będziesz mógł obracać nawiewniki, wiesz jak?
Tak będę wiedział jak to robić. Odpowiada Tadek
Na dzisiaj starczy tej nauki, idziemy do maszynowni.
Słuchaj Tadek Jak chcesz spać na powietrzu tu za kominem można na tych sieciach spać i też przykryjesz sieciami.
0 to ja będę tu spał- zgadza sie Tadek.
Fajnie rób sobie lulu a ja ide na wachtę, śpij spokojnie.
Wachta nam mija spokojnie a w czasie obiadu kapitan mówi załodze.
Panowie załoga myślę że po podwieczorku damy na kite i pójdziemy prosto na łowisko, Niemcy zapowiadają poprawę pogody a i barometr idzie w góre a jutro jak dobrze pójdzie, to wieczorem będziemy na wspólnej pozycji i 'wyrzucimy sobie sidła. Jak zwykle korzystam że w czasie wachty zjadam sobie obiad, by po wachcie nie tracić czasu na obiad, tak mi radził Grzegorz, czas to pieniądz , mówił mi. Ale ten obiad to nie jest taki jak w poprzednim rejsie a już sos , załoga mówi że to jest sos „bambulego” ( woda + musztarda- mąka+ ocet + mąka ziemniaczana, no i sól pieprz, kolor nie apetyczny bo przypomina trochę chorobę morską. Budzę zmiennika ale śpi chłop jak młody bóg.

Hej Tadek! Szarpie go za ramie i wołam , Hej Tadek! wstawaj na wachtę!
Obudzony Tadek znowu niwie wie gdzie jest, rozgląda sie , próbuje sie wyplątać ze sieci.
Tadek wstawaj , patrz słonce wysoko a ty śpisz! Czas na wachtę, wiesz
jak jest, widzę że dobrze jesteś wyspany?
Tak, ja tu będę zawsze spał- mówi Tadek- już ide na dół.
A teras będziesz musiał spróbować coś zjeść- mówię.
Nie, nie jestem głodny i nie będę jadł.
Co ty mi mówisz że nie jesteś głodny, idziemy do kuchni.
Ale jak my pójdziemy do kuchni?
Chodź za mną i nie martw się prowadzę
Tadka przez szalupowy a tu już schodzimy niżej i jesteśmy przy kuchni. Tadek słuchaj mnie, zjedz tylko ziemniaki.
Ale ja będę no wiesz, co.
Nic nie będziesz, jesteś wyspany to tylko nie myśl o tym ,wiesz o czym, o fali też nie, a myśl o tym że jesteś głodny i musisz coś zjeść bo inaczej umrzesz. Naprawdę mogę umrzeć?
No pewnie że zdechniesz z głodu a twoja rodzina będzie mówiła jak to na morzu ratowałeś statek i załogę ale sam zginąłeś, Tylko pamię­taj że nie wszyscy giną ,
Ktoś. sie uratuje i powie prawdę jak ty – no wiesz.
Szefie daj temu człowiekowi dwa ziemniaki i trochę masła , bo jak go weźmie to wiesz żeby nie było oporów. Podaje Tadkowi miskę a w niej parę ziemniaków i trochę masła.
Jedz chłopie i nie myśl o niczym
Ja sie boje bo jak mnie weźmie, to ja znowu będę.
Dobra będzie żarł i będziesz rzygał- mówię
Tadek zjadł te ziemniaki, na pewno jego organizm sie ucieszył
Marian ty wiesz jakie to dobre- mówi Tadek
No mówiłem tobie, szefie daj temu człowiekowi jaszcze trochę a uratu­jesz mu życie.
Tadek zjadł wszystko a do mnie mówi
Marian ty wiesz jakie to dobre, ja będę jadł zawsze to samo.
Tadek zjadł wszystko nawet na pysku sie zmienił , no to że jest
brudny na pysku to nic.
A teraz kolego schodzimy na dół do maszynowni na wachtę,
Tadek a tak miedzy nami, wiesz , musisz trochę się umyć, bo chyba
od Gdyni to twój pysk nie widział wody.
Ja nie miałem czasu no i ta fala
Dobrze, dobrze ale o tym pamiętaj Tadek.
Tak jak kapitan przewidział – pogoda sie poprawia i ” Cała Naprzód ” i hejże na łowisko.
Pomału, pomału , nasz statek sie rozkręca i już po kilku minutach idziemy szybkością marszową.
Zaczyna sie walka żywiołu a statkiem , morze jeszcze nie uspo­koiło sie to też statek co pewien czas stacza pojedynek z jakąś większą falą.
Walka ta będzie jeszcze długo trwać, bo i morze i statek walczą, Trwa pojedynek żywioł i nasz statek mała stalowa skorupa która nas chroni przed potęgą żywiołu.
Gdy żywioł bierze górę nad statkiem wówczas cały statek jest pod wielką masą wody morza, ale to tylko chwilowa przewaga żywiołu, po chwili nasz statek uderza i rozbija fale swoją dziobnicą niczym mie­czem.
Chwila zwycięstwa, ale już inna fala zwycięsko wpada na nasz statek zalewając go od dziobu po rufę, na chwile nasz PLUTON jest nie widoczny, żywioł pragnie go wchłonąć w swą otchłań. Walka ta długo trwała, ale nasz statek musi być zwyciężyć, jego zwycięstwo nad żywiołem to nasze życie!
Bywa i tak że miecz naszego statku jego potężna dziobnicą nie zdąży rozbić fale rozciąć ją na chociaż dwie części, wówczas potężne masy wody królują nad statkiem. Żywioł, morze stara sie wchłonąć te mały statek w swą bezdenną otchłań , zwyciężyć małą skorupę naszego statku. Już, już wydaje sie że zwyciężył żywioł ,że już nasz statek sie poddał, nie, nie! PLUTON cały sie trzęsie od stępki po topy swych masztów, znowu jest napowierzchni morza, znowu staje do walki ze żywiołem. Statek teras atakuje żywioł i rozcina już swoją siłą, siłą swojej maszyny, rozcina napotkaną fale.
wydaje mi sie że ja biorę w tej walce udział i że ja też walczę ze żywiołem, nie, nie ja jestem schowany za mostkiem i jestem obserwatorem tej walki. Patrząc na tą walkę naszego, statku ze żywiołem, można by godzinami patrzeć na tą walkę i podziwiać te piękne wzmagania małego parowca rybackiego z potężnym żywiołem jakim jest dzisiaj morze. Tu na pelengowym obserwuje uroki morza, ale i tu musze uważać by jakaś fala mnie nie zmyła.
Tu na morzu Północnym fala jest wysoka i sięga, tam no nie wiem ile metrów, ale jest duża by nasz statek wchłonęła w głę
biny morza.
A przecież my na tym małym trawlerze parowym musimy łowić a nie bać sie tego potężnego żywiołu, a jak sie mnie zapyta moja ukocha­na osoba czy ja sie boje tego żywiołu, co mam powiedzieć? No powiedzieć prawdę?
Nie, nie powiem jej prawdę, ale gdy będzie ciemno by nie widziała jak sie rumienie gdy mówię prawdę, że są chwile, że gdy widzę jak morze jest zdenerwowanie i gdy swoją złość pokazuje naszemu statkowi Tak boje sie ciebie morze ale ciebie kocham, jesteś takie piękne, nawet gdy sie złościć, o gdybym umiał opisać twoją złość albo narysować na małym kawałku papieru i pokazać to co dziś widzę tu na morzu. Nie umiem tego opowiedzieć tak jak to pokazuje nam wspaniały marynista pan Mokwa, Boże gdybym tylko mógł to opowiedzieć komuś.
W maszynowni na stanowisku stoi mechanik i pilnuje by śruba statku gdy wyskoczy na powierzchnie morza nie uszkodziła maszyny.
W kotłowni mój zmiennik ma trudności z poruszaniem sie po kotłowni nogi mu sie jakoś plączą a gdy jest przechył statku gdzieś tam leci w czasie takiego lotu Tadek chwyta Sie wszystkiego co pomaga mu by nie polecieć gdzieś tam na ścianę kotłowni.. Cześć Tadek, widzę że już sobie radzisz, już jutro będzie pogoda.
Już, już dzisiaj mi było lepiej bo nawet nie tego – no wiesz co chce powiedzieć, Byłem tam u góry, no wiesz tam na dachu, no jak ty to nazywasz ? Pelengowy? 0 tym mówisz, musisz pamiętać jak i co nazywa na statku.
Mój zmiennik powoli dochodzi do formy i na pewno za kilka dni będzie wszystko w normie.
To idź i odpoczywaj -mówię- a, Tadek gdzie ty będziesz spał?
Ide tam do góry wiesz, na te sieci – odpowiada. Tadek
Tam to dzisiaj tobie nie radze bo będziemy zmieniać kurs i może ciebie tam fala zalewać, radze tobie do koji.
Do koji? Boje sie tych z pokładu, bo jak mnie widzą to mówią że to chyba idzie duch tego trymera.
Nie zwracaj uwagi i wskakuj do koji.
Tu na Północnym zmieniamy kurs tak że mamy fale z prawej naszej burty, co powoduje że mamy ładne boczne przechyły które zalewają pokład na całej długości statku. Woda nie zdąża spływać z pokładu a wpadająca następna fala na statek przelewa sie przez nadbudówkę statku.
Przez chwile statek, jest cały pod masą wody. Bywa i tak że jest wynurzony dziób statku i uderza w niego boczna, potężna fala i powoduje wstrząs całym statkiem. Statek niebez­piecznie przechyla się na lewą burtę który wstrzymuje niebezpieczne wstrząsy kadłuba statku, po chwili znowu nasz statek płynie swoim kursem. W maszynowni te przechyły są bardzo niebezpieczne ,toteż chodząc trzymamy sie relingów i za co można przytrzymać gdy wyczuwamy że za chwile będzie większy przechył. Gorzej jest w kotłowni bo tu wszystko lata po kotłowni narzędzia a zwłaszcza węgiel jest rozsypany po całej podłodze kotłowni, prze­szkadza to w pracy palaczowi, to też staram by węgla było w kotło­wni na tyle ile jest to potrzebne palaczowi. Mechanik w maszynowni stoi przy stanowisku manewrowym i tak manewru­je zasuwą parową by maszyna – gdy wynurzy sie rufa statku a śruba napędowa jest wynurzona i wyhamować duże obroty co by spowodo­wało uszkodzenie i maszyny i śruby statku. Pogoda sztormowa opóźnia nam nasze dopłyniecie do łowiska, gdy w no­cy schodzę z wachty i przez bulaje patrzę na morze nie widzę żadne­go światła ,wiec nie jesteśmy, na łowisku bo nie widzę żadnego statku. Za moją namową mój zmiennik zjada kawałek chleba i popija mlekiem.
Musisz coś zjeść bo inaczej to sie przenicujesz bo żołądek niema co dawać Neptunowi, pamiętaj jak będziesz wychodził na pokład tak jak mówiłem przez piekiełko i trzymaj się mocno bo mamy duże boczne prze­chyły a to jest bardzo niebezpieczne. A jak będę się bał i nie pójdę na pokład?
To rano pójdziemy razem mówię, cześć.
W messie jest pusto, cicho oświetlenie tylko nocne, wszyscy śpią bo jutro będzie ciężki dzień, jak to bywa pierwszy dzień na łowisku. Pewno będzie to ciężki dzień, bo załoga nie miała czasu wcześniej przygotować sprzętu połowowego bo przecież pogoda nam na to nie po­zwalała. W koji zabezpieczam się przed wypadnięciem z koi, tu mam taką deskę którą wkładam miedzy materacem a ścianką koi ,przyjmuje je pozycje sztormową. Kładę się na brzuchu, lewa noga zgięta w kolanie a prawa moja ręka jest pod materacem- obejmuje go mogę i spokojnie spać i w czasie przechyłu nie wylecę z koi. Już widziałem jak wylatują z koi, pomocnik to strasznie poturbował się ale jest twardy chłop. Mój biologiczny zegar , przebudzam się,
Wyczuwam że pogoda sie po­prawiła, dosyć tego sztormowania. O nawet można sobie wyjść na pokład tu od rufy, dotleniam organizm bo na dole zawsze jest mało świeżego powietrza.
Jest jeszcze duża martwa fala ale nasza załoga sie z tym upora.
No to jesteśmy na miejscu i na pewno za parę godzin staniemy do wyrzucania sideł.
Gdzieś w połowie wachty stajemy już w dryfie i załoga pokładowa zaczy­na przygotowywać sieci do połowów.
Załoga pracuje we wodzie bo stoi­my prawą burtą do wiatru i co pewien czas jakaś niezdyscyplinowana fala wpada na pokład.
Wygląda to tak jak by ta fala chciała zobaczyć co tu sie robi na pokładzie naszego statku, załoga nie zwraca uwagi na tą fale uwagi.
Na pokładzie nie widzę praktykanta pokładowego na pewno jeszcze leży gdzieś tam w umywalni.
Stoję w korytarzu i obserwuje przez bulaj ale i za moimi plecami dzieje sie coś bo słyszę jak latają gary po piecu kuchennym a kucharz przeklina cały świat. Przeklina tego co wymyślił fale i sztorm, tego co zbudował taki okręt a diabli go podkusili jeszcze na to cholerne pływanie!
Do diabła z takim życiem !
To jest mój ostatni rejs jak mi Bóg na niebie, to nie jest kuchnia!
To piekło, za co ja sie tak mecze?
Za jakie grzechy sie tu gotuję na tym piecu!
Na wszelki wypadek schodzę do maszynowni, bo co mam świadkiem być strasznego gniewu na cały świat i pół Ameryki biedny kucharz.
Kuchnia naszego statku jest mała i kucharz zawsze ogrzewa sobie o gorący piec kuchenny brzuch albo, no albo…
Marian Rodak