Działania sił nawodnych na początku drugiej wojny na Zatoce Gdańskiej

·

Po południu pierwszego dnia wojny na wodach Zatoki Gdańskiej została stoczona wielka bitwa powietrzno-morska. Około godziny 16:00 polskie okręty nawodne Wicher i Gryf, grupa kanonierek i dywizjon minowców otrzymały sygnał „Rurka”. Rozkaz ten nakazywał przeprowadzenie tegoż dnia o 22:00 operacji postawienia zagrody minowej na SSO od Helu w odległości 12 mil morskich. Ponieważ rozkaz wyznaczał Hel na bazę wyjściową do przeprowadzenia operacji „Rurka”, cały zespół skierował się w kierunku Helu. Nastąpił wtedy największy z dotychczasowych nalotów, skierowany głownie na stawiacza min – Gryfa. Było to o godzinie 18:00 w odległości 3 mil morskich od Helu.Scenerię bitwy przedstawił ppor.rez. Jędrzej Giertych a tak opisywał spotkanie z Gryfem na zatoce tuz przed niemieckim atakiem :
„Flotylla kutrów posuwających się w kierunku Pucka rozrzucona był przede mną szeroko po morzu. Miało się ku wieczorowi. Wyniosłe urwiska Oksywskiej Kępy rzucały na molo wydłużone cienie. Niespodziewanie spotkałem największy polski okręt wojenny – Gryf. Oficerowie stojący na dziobie przyjaźnie zamachali do mnie rękoma.Zasalutowałem im z zazdrością patrząc na ich wspaniały okręt i banderę. Ledwo się ukazali i już znikli w oddali. Popatrzyłem chwilę w ślad za nimi a potem znów wzrok przeniosłem w stronę Zatoki Puckiej i flotylli kutrów. Gdy po dłuższej chwili znów się obejrzałem w kierunku Gryfa był on juz w towarzystwie kontrtorpedowca Wicher i sześciu trawlerów, i że płynie razem z nimi.Wtem nad zespołem okrętów pojawiły się klucze niemieckich samolotów. W jednej chwili powietrze napełniło się zgiełkiem bitewnym”.
Zespól naszych okrętów szedł podzielony na dwie grupy. Straż przednią tworzył Wicher z Jaskółką, centrum stanowił Gryf otoczony kanonierkami i trawlerami. Flota powietrzna nieprzyjaciela liczyła kilkadziesiąt bombowców. Bombardowały one nurkując, zrzucały bomby, po czym siekły z broni maszynowej i ustępowały miejsca kolejnym. Polskie okręty rozproszyły się i szły w głąb zatoki zygzakami.Mniejsze okręty ofiarnie broniły największego Gryfa. Ogień całej małej floty uformował stożek nad dużymi okrętami, lecz mimo tego bomby zaczęły spadać coraz bliżej Gryfa. Tak utrwalił się ten lot w pamięci chorążego mar. Dudka:
„Druga wachta obejmowała służbę, kiedy nagle z nieba zaczęły w szalonym pędzie spadać „stukasy”. Zagrzmiały działa przeciwlotnicze, ckmy i rkmy. Marynarze chwycili za karabiny, woda zakotłowała się, w górę trysnęły gigantyczne fontanny. Stary chorąży ze swoją zmianą był w maszynowni. Przebył na morzu całą wojnę światową i teraz stojąc na swym posterunku dobrze rozumiał całą sytuację. Wiedział doskonale co znaczy mieć na pokładzie kilkaset min.Jedna celna bomba i z okrętu pozostaną tylko drzazgi. Nie tylko on zdawał sobie z tego sprawę. Nerwowe ruchy marynarzy wskazywały że tez są świadomi niebezpieczeństwa. Nikt ust nie otworzył. Zęby zaciśnięte, uszy czujne, by mimo panującego huku dobrze słyszeć padające rozkazy. Tu pomyłki być nie może. Skryci pod pokładem tylko domyślali się czy ta bomba już trafiła czy jeszcze nie. Aż w końcu trafiła. Okręt zakołysał się, huk zagłuszył wszystko. chorąży chwycił za dźwignię, marynarze znieruchomieli. Paraliż. Co robić? uciekać? po co? W martwych stężałych oczach zjawiały się obrazy matki, ojca, wspomnienia, domu, rodziny, dzieciństwa. Błyska myśl, zaraz zginę – i przestaje to być takie straszne. Życie duszy pokonało śmierć. Nagle słychać ochrypły głos chorążego – Co jest?! Uważać tam !! Wyblakłe oczy zajarzyły się znów życiem. Marynarze ze zdumieniem spoglądają na siebie – żyjemy jednak. Po chwili odezwał się radiotelegraf – Całą naprzód ! Znów cały okręt jęczy i drży…”

Bomba nie trafiła bezpośrednio w okręt, ale wybuchając w wodzie, tuż przy jego burcie i tak spowodowała poważne uszkodzenia i znaczne straty w załodze. Dowódca okrętu kom. ppor. Stefan Kwiatkowski zginął. Nastąpiła też awaria steru co znacznie utrudniło manewrowanie Gryfowi.
Wicher również nie wyszedł bez szwanku, pojawiły się przecieki kadłuba okrętu, wysadzono iluminatory. Bosmat Krassowski – członek załogi Wichra tak opisał jedną z faz bitwy:
„Z gwizdem pada bomba przed dziobem.Silny wstrząs podnosi okręt do góry. Lecą szyby z pomostu. czuję silne uderzenie w lewy bok. Następują kolejne eksplozje. Odłamki padają na pokład. Tylko zimnej krwi dowódcy możemy zawdzięczać , że wyszliśmy cało z tej opresji. Jeszcze dziś widzę dowódcę de Waldena, jak spokojnie paląc papierosa, podaje komendy : całą naprzód, wstecz, prawo na burt…
Zręcznie lawirując między fontannami wody Wicher szczęśliwie omijał bomby.”

Znacznie gorzej wiodło się mniejszym okrętom, które zostały poważnie uszkodzone i przywiozły ze sobą wiele ofiar. por.mar. Jerzy Żytowiecki tak opisał przerażający wygląd Mewy :
„Wprowadzona do portu Mewa przedstawia okropny widok: cały okręt zlany jest krwią, szczątki ludzkie i rozbity sprzęt walają się po pokładzie, wielu rannych wzywa pomocy.Okręt wraz z zapadającym zmrokiem wygląda jak widmo upiorne.
– Zbyszku , ciężko jesteś ranny?
– Nic mi nie jest, szepcą usta i wesoło śmieją się oczy. – A jednak nie daliśmy gryfa szkopom. takie były ostatnie słowa konającego. Pół godziny potem w szpitalu umarł por. mar. Mielczarek związany ze swym okrętem na śmierć i życie.”

Wieczorem tegoż dnia, dowódca floty wyznaczył na bazę port w Jastarni. Wobec odwołania akcji Rurka, udały się tam okręty dyonu, tocząc znów po drodze walkę z niemieckimi samolotami.Ofiary pojawiły się tym razem na Czajce, w wyniku ostrzału karabinami maszynowymi. Gryf wobec odwołania akcji minowania pozostał w porcie. Tymczasem Wicher, jeszcze przed wejściem Gryfa do doku, nie zachodząc za Hel wziął kurs na wyznaczoną w rozkazie operacyjnym pozycję wyjściową. Dziwnym, do dziś nie wyjaśnionym zbiegiem okoliczności rozkaz o odwołaniu akcji Rurka, nie został Wichrowi przekazany, i okręt krążył przed Piławą w przekonaniu że ubezpiecza operację stawiania min. W tej sytuacji Wicher napotkał wiele wrogich jednostek. Dowódca Stefan de Walden tak wspomina :
„Krążyłem w wyznaczonym sektorze, mając załogę w stanie alarmu bojowego.Na okręcie bowiem spoczywała wielka odpowiedzialność. Od czujności i szybkiej reakcji mogły zależeć losy całej operacji stawiania min. Naraz jednocześnie z kilku punktów obserwacyjnych padły meldunki: dwa niszczyciele, kąt kursowy 330°, kąt biegu 90°. Szybkość ponad 20 węzłów – padł meldunek oficera art., który od razu zaczął obserwację elementów ruchu przeciwnika. Przekaźniki w ruch ! – i motorki elektryczne zaczęły charakterystycznie warczeć. Działo nr 1, przygotować pociski oświetlające !. Jeszcze jedno słowo komendy i rozpocznie się scena, która jednych pośle na dno innych ozdobi Wawrzyńcem.
Jestem w wymarzonej pozycji. Znajduję się bowiem na ciemnym tle horyzontu, widzę przeciwnik jak na dłoni w jasnej smudze księżycowej.Wiem jaki powinien być wynik tej rozgrywki i – nie mogę strzelać ! Rozkaz mówi wyraźnie że nie wolno się zdradzić swoją obecnością. Od dyskrecji bowiem zależy powodzenie akcji. walczyć mogę tylko w sytuacji koniecznej obrony minowców.Wykręcam okrętem na kurs równoległy okrętów niemieckich, daję szybkość 18 mil, trzymam 4000 m odległości i stwierdzam że mają one szybkość 25 węzłów i idą kursem, wiodącym gdzieś poza Jastarnię”.

Wicher upewniwszy się że okręty niemieckie nie zawrócą, powrócił na kontrkurs i szedł na pozycje wyjściową. Tam znów krążył w wyznaczonym sektorze. Znów wyłoniła się kolejna frapująca okazja. Z punktu obserwacyjnego zameldowano że w odległości 7000m znajduje się krążownik typu Leipzig i płynie z szybkością 20 węzłów w kierunku w którym powinien być zespół minujący. Komandor de Walden pisze:
„Zgodnie z instrukcją nadaję przez radio trzykrotnie sygnał niebezpieczeństwa. W parę minut później powtarzam sygnał znów trzykrotnie. Ryzykuje poważnie bo mogę ujawnić swoja pozycję. Krążownik idzie z dużą szybkością. 5000m, 4500m, wszystkie lufy na celu. Aparty torpedowe gotowe do strzału. Oficer torpedowy nie spuszcza ze mnie wzroku. Wiem że teraz w takich warunkach torpeda nie może chybić, że krążownik ten jest potencjalnym wrakiem, ale wiem tez że ta cicha zatoka szybko może zaroić się od okrętów niemieckich i co gorsze od razu zdradzona zostanie zagroda minowa. Odległość wynosi już 3500 m ! to już samobójstwo, ale nie mogę się oderwać. Błyska myśl – jeżeli mnie zauważy mam wolna rękę. Ale rozkaz jest rozkazem – Ster lewo 15. okręt powoli wykręca.”

Wicher będąc w niebezpieczeństwie jednak obrał kurs do bazy i gdy wpłynął do portu okazało się że Gryf spokojnie stoi w porcie i że operacja została odwołana… Czy napotkany krążownik to był na pewno Leipzig? I czy był to krążownik? W/g niemieckich źródeł, nie było wówczas krążowników na Zatoce Gdańskiej. mógł to być więc eskortowiec F-10 lub Lebrecht Maass, gdyż one wówczas przebywały w tamtym rejonie. Jednak ich dwukominowa sylwetka różniła się od jednokominowej sylwetki Leipziga. Krążowniki przebywały wówczas w Świnoujściu, skąd wyszły tego dnia na zachód. Wobec tego należy uznać że napotkany okręt nie był krążownikiem, z drugiej strony brak jest udokumentowanych przesłanek, które umożliwiłyby jego identyfikację.
Nad ranem o 5:00 2 września Wicher zawinął do portu helskiego. Wykonując rozkaz dowódcy floty, wygaszono kotły, wyokrętowano broń podwodną.