Hel – początek drugiej wojny światowej – bombardowania i oblężenie cypla

·

Obrona Helu to jedna z najjaśniejszych kart w historii kampanii wrześniowej. Blisko pięciotygodniowa walka, około 3000 ludzi liczącej załogi Helu, przysporzyła Niemcom wiele poważnych strat.
Ataki lądowe na Hel rozpoczęły się 9 września potyczką pod Swarzewem. Było to pierwsze zetknięcie się obrońców Helu z niemieckim pułkiem wojsk pogranicznych pułkownika Wutha.

Skuteczny udział w obronie półwyspu wzięła bateria „43”. Była ona usytuowana na pd-wsch. od portu Władysławowo, byłą najbardziej wysunięta na zachód ze wszystkich znajdujących się na półwyspie. Reszta artylerii była skoncentrowana między Helem a Jastarnią. Więc owa „43” była baterią samotną, oddalona od pozostałych o około 20 km. Bateria ta składała się z dwóch francuskich dział polowych kalibru 75 mm na podstawach morskich oraz dwóch ckmów Maxima, a jaje dowódcą był porucznik mar. Witold Prowans. Powstała ona wiosną 1939 roku, kiedy ogólna sytuacja polityczna zaczęła się zaostrzać i kiedy na Wybrzeżu zaczęły się mocno niestety spóźnione zarządzenia obronne. Pomimo problemów organizacyjnych i tuz przed wojną odwołaniu wyszkolonej kadry tejże baterii i zaistniałej konieczności szybkiego powołania nowej ekipy, działania wojenne baterii wypadły nadspodziewanie dobrze. Jak pisze w relacji z działań morskich niemiecki komandor Friedrich Ruge, jego okręty miały częste pojedynki artyleryjskie z bateriami lądowymi w tym rejonie, co mija się z prawdą , gdyż w była tam tylko jedna bateria.
W dniu 12 września niemiecki minowiec „Otto Braun”, uzbrojony w jedno działo 105 mm otrzymał celne trafienie w dziobową część okrętu, które – w/g Rugego spowodowało niewielkie szkody i ranienie 4 ludzi. Informacja ta jest tylko częściowo prawdziwa. Jak się później okazało, celny pocisk baterii „43” trafił w samo działo dziobowe, zabijając kilku ludzi. Na uwagę zasługuje tu fakt że nieprzyjaciel został celnie trafiony pierwszym wystrzelonym pociskiem tego dnia przez tą baterię. To jest celność wprost imponująca. Epilog pojedynku baterii „43” z minowcem „Otto Braun” rozegrał się 6 października 1939 roku w obozie jeńców w Piławie, gdzie lekarz niemieckiej flotylli minowców przekazał na ręce jedynego obecnego wówczas tm polskiego oficera artylerii morskiej, dla dowódcy baterii odłamek pocisku wraz z biletem wizytowym dowódcy trafionego okrętu, Oberleutanta zur See Graua. Na bilecie tym oprócz nazwiska widniała data 12 IX 1939 i napis – „na pamiątkę jednego z pańskich sukcesów”.
Odłamek i bilet trafiły potem do rąk adresata – Witolda Prowansa, który po wojnie za ten sukces został także odznaczony Krzyżem Grunwaldu III klasy. W ten sposób została tez uczczona cała bateria.

Bombardowania helu prowadzone przez Niemców w trakcie walk o Oksywie były kontynuowane i to ze wzmożoną siłą, także po zakończeniu walk na Oksywskiej Płycie. Kontradmirał Schmundt miał jako dowódca sił morskich w Zatoce Gdańskiej do dyspozycji pancerniki „Schlezwig – Holstein” i „Schlesien”, siły podlegające komandorowi Rugemu (duże i małe poławiacze min ), oraz mniejsze zespoły rozlokowane w portach Gdańska, Gdyni, Pucka. Inne zespoły w tym flotylla zwana Sperr – Versuchskommando i bliżej nieznane zespoły torpedowców i eskortowców, używane były do ochrony konwojów, lub funkcji dozorujących.
21 września 1939 o 9:30 oba niemieckie pancerniki zakotwiczone w Gdańsku rozpoczęły bombardowanie Helu. Łącznie oddały one 30 salw. 6 pocisków padło w pobliżu baterii cyplowej, nie wyrządzając jednak szkód. Bateria nie odpowiedziała. Prowadzono betonowanie centrali artyleryjskiej. Trwało to również przez następne dni. Pancerniki bombardowały Hel cały dzień – 23 września , oddając 55 salw, powodując nieznaczne szkody. Dnia 24 września pancerniki, które bombardowały Hel co drugi dzień, w dni nieparzyste, milczały. Nie strzelała również bateria cyplowa, gdyż trwało betonowanie. Ośmielone milczeniem Helu, przechodzące obok niedaleko lekkie jednostki niemieckie, zostały silnie ostrzelane z nieznanej Niemcom baterii na półwyspie. Tu odezwały się trzy zdemontowane z „Gryfa” i ustawione w połowie drogi z Helu do Jastarni stodwudziestki, i zmusiły niemieckie okręty do szybkiej ucieczki.
Wreszcie 25 września doszło do pamiętnej walki artyleryjskiej baterii cyplowej z obu pancernikami, które opuszczając Gdańsk umożliwiły baterii otwarcie skutecznego ognia. O 9:15 pancerniki opuściły port i skierowały sie na Gdynię. Jak wspomina kpt. Chrostkowski, w baterii cyplowej było już wszystko gotowe do walki.

Godzina 9:50 – w centrali artyleryjskiej słychać cichy szum pracy silników elektrycznych. Każdy w skupieniu obserwuje zmiany celownika.Armaty z lufami wysoko wzniesionymi powoli obracają się wraz ze zmianą azymutu.

Godzina 10:00 – Pancerniki w szyku torowym idą kursem wzdłuż wybrzeża, otoczone trałowcami, ścigaczami i torpedowcami. Raptem…
– Błysk na pancernikach ! – melduje obserwator na wieży.
– Pal – pada ostra komenda dowódcy.
Z dzikim skowytem wylatują cztery pociski w kierunku niemieckich pancerników, aby gdzieś w powietrzu minąć się z ośmioma pociskami nieprzyjaciela. Ogłuszający huk padających pocisków i odpaleń własnej baterii miesza się z szybkim ogniem artylerii przeciwlotniczej ostrzeliwującej samolot, który koryguje ogień niemieckich pancerników.
– Mniej dwieście, ogień ciągły salwami – pada nowa komenda.
– Nakrycie ! – dolatuje radosny okrzyk z pomostu.
Straszna walka nierównych sił rozszalała się. Tymczasem na wieży meldowano ścigacze, które położyły zasłonę dymną otaczając 1 pancernika nieprzeniknioną ścianą.
– Stop ! zmiana celu ! Cel : drugi pancernik, ogień salwami. Uwaga – pal !
– Nakrycie, Ogień ciągły salwami, Uwaga – pal !
– Trafny !….

Zażarta walka trwała dalej, jedno z dział baterii zostało trafione, odłamek pocisku ranił kapitana Przybyszewskiego, działo nr 3 miało awarię, ale bateria grzmiała dalej. O Godzinie 11:05 pancerniki robią zwrot, opuszczają pole walki i udają się na Gdańsk. Ogień milknie. Załoga baterii zabiera się szybko do prac naprawczych. Wieczorem bateria znów jest sprawna. Nowym dowódcą został kpt. mar. Bohdan Mańkowski, Przybyszewski został odwiedziony do szpitala.
W relacji przeciwnika przebieg walki był następujący :
„25 września zabezpieczane przez pierwszą flotyllę poławiaczy min i pierwszą flotyllę motorowych trałowców, wypłynęły oba okręty liniowe na ostrzeliwanie.Pod osłoną ich ognia miała piąta flotylla strażnicza powiększyć pozycje artyleryjskie między Oksywiem a Rewą. Okręty strzelały z odległości 150hm na południowy cypel Helu. Pogoda była jasna, późnojesienna w ostrych kolorach. Po drugiej stronie strzelały wszystkie działa 15-centymetrowe, dowód, że szkody wyrządzone przez ostrzeliwanie Nowego Portu nie były nie do wyleczenia. polski ogień leżał tuz przy okrętach, osiągnął jednak tylko jedno trafienie na „Schlezwig – Holstein”. Rozerwało się ono na pancerzu nadbudówki, odłamki raniły śmiertelnie jednego człowieka, kilku lżej. Piąta flotylla strażnicza postąpiła ze swoją pracą niedużo naprzód, gdyż na wysokości Rewy otrzymała tak silny ogień, że musiała zostać okryta zasłoną dymną i przerwała pracę. ”
„Schlezwig – Holstein” nie wytrzymał pojedynku z baterią helską i trafiony celnym pociskiem od razu ukrył się za zasłoną dymną i pośpiesznie wycofał się w kierunku Gdańska. Pocisk który trafił w okręt przeszedł przez szyb wentylacyjny do znajdującego się pod pokładem lazaretu, gdzie rozerwał się i zabił najmniej spodziewających się śmierci członków załogi : felczera, sanitariusza i czterech chorych. Następnego dnia artyleria obu stron znów milczała. 27 września doszło ponownie do zaciętego pojedynku. Liczba lejów i wyrw od bomb i pocisków na terenie baterii przekroczyła 500…

W nocy z 27 na 28 września dowódca armii broniącej Warszawy gen. Julian Rommel przesłał szyfrem okrętowym depeszę kontradmirałowi Unrugowi, który odczytał ją na naradzie wojennej. Treść jej byłą następująca :
„Ze względu na ciężkie położenie i wyjątkową nędzę i biedę cywilnej ludności stolicy, Warszawa kapituluje. Zostawiam Panu Admirałowi do uznania decyzję odnośnie Helu, jednakże niepożądany jest zbyteczny rozlew krwi”.
Obecny na naradzie komandor Steyer oświadczył ” wszyscy kapitulują we wrześniu. My wytrzymamy do października!”
Kontradmirał Unrug wyraził zgodę na kontynuowanie walki do października i na otrzymane 29 września niemieckie wezwanie do kapitulacji w ogóle nie dał na nie odpowiedzi.
30 września ruszyły niemieckie siły lądowe z Wielkiej Wsi do ataku na polskie pozycje pod Chałupami. Doszło wtedy do walki wręcz, w której jak zwykle zwyciężyły wojska polskie. Jednak w tym samym czasie inne oddziały niemieckie obeszły pole walki po obu stronach półwyspu. Wyszło też przeciwnatarcie i Niemcy zostali zatrzymani. Ale trudno było taką pozycję utrzymać, zapadłą więc decyzja wycofania się w rejon Kuźnicy.Następuje ono znów pod naporem Niemców. Natarcie niemieckie zostało jednak zatrzymane. Na minie wyleciał w powietrze niemiecki major Christoph. Próba przerwania półwyspu spowodowała zniszczenie toru kolejowego. Na ogół jednak zniszczenia nie były zbyt wielkie.
Na przełomie miesiąca walki toczyły się na trzeciej z siedmiu pozycji obronnych – w rejonie Kuźnicy. Pozostawała jeszcze na zapleczu dość silna pozycja betonowa pod Jastarnią. Niestety zamówione w Witkowicach uzbrojenie nie zdążyło nadejść przed wybuchem wojny. Dzięki niesamowitej odwadze i walce, Hel przetrwał do Października. Dalsza walka byłą już bezcelowa nie tylko ze względu na beznadziejną sytuację całego kraju, ale także z uwagi na odczuwalny brak amunicji, zapasów żywności, oraz zimowej odzieży. Doszło też niestety do upadku ducha żołnierzy.
Jeżeli chodzi o ludność cywilną to ewakuowano ją jedynie z Helu, natomiast w Jastarni, Chałupach pozostawiono na miejscu. Wśród ludności również pogorszyły się nastroje zwłaszcza w Chałupach dość poważnie uszkodzonych w wyniku działań wojennych. Postanowiono ewakuować około 500 osób, głownie kobiety i dzieci i przewieźć ich stojącym w jastarnickim porcie statkiem „Jadwiga” na drugą stronę zatoki, zajętą już przez Niemców. Gdy już wszystko było gotowe, wezwane dostawienia się osoby nie przybyły i zrezygnowano z wykonania zarządzenia.
Co do rezerwistów, byli to przeważnie ludzie starsi wiekiem, pochodzący z byłego zaboru pruskiego, nie związani tradycjami z Wojskiem Polskim. Trudna sytuacja półwyspu szybko wpłynęła na ich morale i efektywność działań. Admirał Unrug stanął przed perspektywą opanowania buntu przy zastosowaniu radykalnych środków, bo w przeciwnym razie ferment mógł się rozszerzać.Mogło to też być wykorzystane przez wroga propagandę. 1 października zwołał naradę wojenną. Stwierdzono wówczas że dalsza obrona Helu nie rokuje widoków powodzenia. Ponadto polska flota przestała walczyć na Bałtyku, Hel stracił swe znaczenie jako baza floty. W tej sytuacji admirał zdecydował wszcząć rozmowy o kapitulacji:
„Na końcu podkreśliłem, że odpowiedzialność a kapitulację spoczywa wyłącznie na mnie i że się tą odpowiedzialnością wobec moich przełożonych z nikim nie zamierzam dzielić. Po naradzie kazałem nadać odpowiedni sygnał radiem do dowódcy niemieckich sił w języku polskim. Po pewnym czasie odebrana została odpowiedź dowódcy niemieckiego, że kapitulację przyjmuje, a krótko potem propozycje co do zawieszenia działań wojennych o godz. 14:00 oraz szczegóły spotkania się delegacji stron celem omówienia warunków kapitulacyjnych, na co wyraziłem zgodę”.
Rozkaz dzienny dowódcy floty, wydany 1 października pod numerem 28 był następującej treści :
„W dniu dzisiejszym o godzinie 8:00 rano zwróciłem się przez radio do prowadzącego przeciwko nam działania wojenne admirała niemieckiego z propozycją zaprzestania walki i porozumienia się przez paralamentariuszy. Żołnierze, w tej decydującej chwili wzywam Was do zachowania karności i spokoju oraz bezwzględnego wykonywania rozkazów Waszych przełożonych. Rozkaz proszę odczytać przed frontem wszystkich oddziałów. Dowódca Floty, Józef Unrug, kontradmirał.”

Tymczasem Niemcy przygotowywali się do szturmu na Hel. Na morzu wstępnymi czynnościami było przetrwałowanie wód zatoki aby umożliwić siłom desantowym bezpieczne dojście do portu w Jastarni i w tym celu dowódca niemieckich trałowców, komandor Ruge wysłał przed świtem 1 października zespół złożony z 3 trałowców, okrętu bazy „Nettelbeck” i dwóch kutrów trałowych. Jednocześnie z Władysławowa wyszedł drugi, podobny zespół. Były one trzymane w pogotowiu.Pogotowie to zostało jednak niebawem odwołane, gdyż nadszedł sygnał z Helu z propozycją rozmów kapitulacyjnych. Zawieszenie broni miało obowiązywać od 14:00. Godzinę przed terminem helska artyleria straciła przedostatni a na kilka minut przed 14:00 ostatni samolot z 36 zniszczonych od 1 września nad półwyspem. Po zawieszeniu broni, podczas trałowania na północny wschód od Jastarni, wszedł na minę niemiecki trałowiec „M-85” i natychmiast zatonął. Zginęła około 1/3 załogi. Resztę rozbitków uratował trałowiec „M-122” i kutry trałowe.
Do omówienia warunków kapitulacji admirał Unrug wyznaczył swego szefa sztabu, komandora Majewskiego i władającego biegle niemieckim kpt. Antoniego Kasztelana. Opuścili oni Hel kutrem rybackim a na morzu przeszli na przysłany po nich niemiecki Raumboot,który zwiózł ich do Sopotu. Omówienie warunków kapitulacji nastąpiło w Grand Hotelu. Przyjęcie polskich delegatów było uprzejme, a ze strony niemieckich dowódców, wręcz kurtuazyjne. Niemiecki admirał i polski komandor znali się zresztą osobiście, gdyż Majewski jako dowódca dyonu kontrtorpedowców był w Kilonii i Berlinie latem 1934 roku, Schmundt zaś wizytował Polską Marynarkę rok później. Po wstępnych formalnościach rozpoczęły się rokowania. Na stole leżała duża mapa Półwyspu Helskiego oraz wód przybrzeżnych i komandor Majewski mógł z satysfakcją stwierdzić, że Niemcom nie udało się wyznaczyć i rozpoznać miejsc usytuowania większości polskich baterii. Maskowanie okazało się bardzo dobre i świetnie zdało egzamin. Rozmowy przebiegały dość gładko, istotnych punktów spornych nie było. Ustalono,że niemieckie oddziały zajmą część półwyspu, od nasady do Jastarni, a Kriegsmarine – od Jastarni do Helu. Obsadzenie półwyspu zostało wyznaczone na godzinę 11:00 przed południem. Kapitulacja była honorowa i jej akt przewidywał, że admirał Unrug oraz oficerowie z Helu zachowują prawo noszenia białej broni podczas pobytu w niewoli.
Chwilę podpisania dokumentu kapitulacji niemiecki sprawozdawca Hans Steen tak opisał :

„Nad protokółem pochyla się polski oficer marynarki.Zdaje się uważnie czytać. Jak nieobecny bierze pióro, przesuwa je wzdłuż wierszy, macza, robi parę zakrętasów w powietrzu i potem przez sekundę pióro skrzypi po arkuszu.Na sali jest cisza. Przypadek mógł sprawić, że wszyscy wstali. W każdym razie to pociągnięcie pióra, które przeniknęło przez ciszę, było równoznaczne z aktem końcowym”

A tak ten sam autor opisał powrót polskich delegatów na Hel :

„Panowie wychodzą z pomieszczeń domu zdrojowego. Przy pomoście stoją niemieckie kutry trałowe. Polacy wsiadają, niemieccy oficerowie marynarki z nimi. Na zewnątrz panuje silna bryza. Smukłe R-Booty ruszają przeciw falom. Polacy siedzą w kącie i milczą. Tym weselszy jest nastrój wśród naszych granatowych chłopców…”

O czym myśleli polscy delegaci wracając z Sopotu na Hel? Może myśleli nad czekająca ich niewolą. Nigdy nie dowiemy się co było treścią tych rozmyślań, ale na pewno nie przewidzieli oni tego co spotka ich ze strony nieprzyjaciela, któremu mieli oddać się następnego dnia w niewolę.(Obaj polscy oficerowie zostali później wywleczeni z oflagu i przekazani Gestapo.Komandor Majewski został zwolniony, co wprawdzie nie uchroniło go od dalszych represji, obozu karnego, postrzelenia, ale uratowło mu życie. Kapitan Kasztelan natomiast został za swą przedwojenną działalność oficera kontrwywiadu bezprawnie postawiony przed sądem, skazany na karę śmierci i ścięty w Królewcu).
Gdy niemiecki R-Boot zbliżył się do Helu, wyszedł na jego spotkanie kuter, na który przeszli obaj wysłannicy. Ich przekazane na gorąco opowiadania umożliwiły odtworzenie przebiegu i atmosfery rozmów kapitulacyjnych.
tegoż wieczoru w różnych punktach półwyspu nieliczni obrońcy tego ostatniego bastionu nad polskim morzem zastanawiali się nad kontynuowaniem zbrojnego oporu. Nie chcąc jednak wszczynać buntu, przystąpili na własną rękę nie bacząc na układ kapitulacyjny, do niszczenia uzbrojenia. Nastąpiło to w Helu i w Jastarni. W baterii cyplowej zniszczono centrale artyleryjską, dalmierz, przyrządy wieży do kierowania ogniem i przyrządy celownicze, a wyjęte z dział zamki, zatopiono w morzu. Na rozkaz admirała Unruga wszystkie szyfry zostały spalone, podobnie jak część akt i dokumentów. Admirał udzielił oficerom i podoficerom i szeregowym ogólnego pozwolenia na próbę opuszczenia Helu i przedarcia się do Szwecji, dla tych wszystkich, którzy chcieliby się podjąć takiego ryzyka.

Nad ranem 2 października rozpoczęły się przygotowania do ostatniego raportu i zbiórki. Na godzinę 11 były spodziewane niemieckie okręty w porcie helskim i jastarnickim. Na ostatnich zbiórkach ostły przyjęte raporty i wypowiedziane ostatnie słowa – pożegnania. Komandor Steyer powiedział :
„Bądźcie przygotowani na długą niewolę, pamiętajcie jednak, że Polska to wielka rzecz. Nadejdzie czas, że jeszcze tu wrócicie…”

Inny świadek przypominał jak to na zbiórce w Jastarni odczytano rozkaz pożegnalny Dowódcy Floty, w którym dziękował on za przejawione męstwo, oraz wzywał do zachowania spokoju i dyscypliny. Rozkaz swój admirał Unrug zakończył słowami:
„Nadejdzie chwila, gdy po ukończonej wojnie defilować będziecie nie tylko w Warszawie ale i w Berlinie.”

W Jastarni, w Juracie i innych miejscach zbiórek dowódcy wygłaszali uroczyste przemówienia. około godziny 11 do portu wojennego Hel zbliżył się zespół okrętów niemieckich. Zanim weszły one do portu, nadleciało kilka samolotów, które wodowały przy brzegu plaży w pobliżu portu. na czele okrętów niemieckich wpłynął „Nettelbeck”, zanim „R-18” a za nimi statki transportowe wiozące 400 ludzi. Z zachowanych zdjęć jak i relacji komandora Steyera wynika że Schmundta i jego sztab przyjmował komandor Frankowski, po czym zawiózł ich do siedziby admirała Unruga. Chociaż admirał Unrug przed I wojną światową służył w niemieckiej marynarce, rozmowa odbywała się za pośrednictwem tłumacza polskiego podporucznika rezerwy z Gdyni. Unrug był od Schmundta o kilka lat starszy wiekiem jak i datą rozpoczęcia i zakończenia Akademii Marynarki Wojennej, co wyczuwało się w rozmowie, która polski admirał prowadził w swobodnej pozie, podczas gdy Niemiec rozmawiał w pozycji „zasadniczej” i wydawał się nieco skrępowany, ale jednocześnie uhonorowany możliwością wzięcia do niewoli swego starszego byłego kolegi. Później przybył wezwany przez admirała komandor Steyer, który tak potem opisał cel wezwania:
„Dowódca Floty wezwał dowódcę Rejonu Umocnionego do schronów amunicyjnych, gdzie znajdował się jego sztab i przedstawił go gronu wyższych oficerów niemieckiej marynarki i wojska z admirałem na czele. – Ja już wyjeżdżam – powiedział – oficerów będą zabierać eszelonami. Pan komandor pozostanie tu, aby zdać wszystkie obiekty. Pewnie wyjedzie Pan jutro. Żegnam powiedział podając rękę.”

Tymczasem niemieckie okręty wpłynęły też do Jastarni i wojska nieprzyjaciela zaczęły zajmować obiekty militarne, magazyny. Formowały się tez szyki polskich wojsk – jeńców, którzy statkami transportowani byli do Trójmista a potem koleją do obozów jenieckich. Na Helu o godzinie 17:00 admirał Unrug pożegnał się z korpusem oficerskim i wyraził szczególne podziękowanie bohaterskiemu dowódcy baterii cyplowej – kapitanowi Zbigniewowi Przybyszewskiemu.
Polscy oficerowi marynarki przewiezieni zostali na statek szpitalny „Wilhelm Gustloff”, gdzie przenocowano ich przed dalsza podróżą. Tam powszechne zainteresowanie wzbudził ranny – z ręka na temblaku właśnie Zbigniew Przybyszewski. Chociaż znał on świetnie język niemiecki nbie chciał z Niemcami rozmawiać. pomimo tego odnosili się do niego z szacunkiem.

Ogólnie kapitulowało około 3000 ludzi z załogi z 52 oficerami, plus około 50 ludzi którzy próbowali przedrzeć się do Szwecji i zostali złapani na morzu. Do niewoli poszli wszyscy z kontradmirałem Unrugiem, admirałem Steyerem Majewskim i Frankowskim na czele. To właśnie Ci ludzie przez 5 tygodni walczyli z przeważającymi siłami wroga… z piechotą z lotnictwem, z okrętami wojennymi i pancernikami na czele… Straty załogi Helu wyniosły 212 zabitych i rannych. W czasie walk zostały zatopione dwa większe polskie okręty „Gryf” i „Wicher” oraz kilka mniejszych. „Kujawiak” i „Podhalanin” zostały zatopione przez Polaków by nie dostały się w ręce wroga. W niemieckie ręce trafił natomiast „Ślązak”. Straty po stronie niemieckiej były znaczne. Zatopiony trałowiec „M-85” i torpedowiec „Tiger”, uszkodzony „Schlezwig – Holstein”, strącone 52 samoloty, z czego 36 nd samym półwyspem. Naloty na Hel przeprowadzały bombowce nurkujące – Ju-87 ze słynnej eskadry „Kondor”, później bombowce Heinkel. Najskuteczniej niemieckie samoloty zwalczała bateria półstała Boforsa 40mm , która zestrzeliła 13 maszyn i kilka trafiła. W tej baterii przy obsłudze działa walczył i ofiarna walkę uwieńczył piękną śmiercią Kaszub, Leon Bizewski, który umierał ze słowami : „A jednak krew za Polskę przelałem…”

Na podstawie książki „Wielkie dni małej floty” – Jerzy Pertek.