Po pracy

·

Załoga pokładowa dalej pracuje przy soleniu i napełnia ryby w beczki.
Beczki zostaną na pokładzie zabezpieczone przed falą.
Falą sztormową by nie zmyła ich do morza.
W sztormowej pogodzie nie można otwierać ładownie.

Ładownie żeby można beczki załadować do ładowni.
Załoga maszynowa szybko opuszcza pokład.
Wchodzimy na nadbudówkę kotła, kotłowni a stąd.
Stąd poprzez piekiełko nad kotłem do pomieszczeń na rufie.

Stanąłem za mostkiem, tuż koło komina statku, zdejmuję.
Zdejmuje odzież sztormową, i buty, z których wylewam wodę, nie mam.
Nie mam, co się spieszyć z przebieraniem, bo już niedługo.
Nie długo kończę wachtę a i do mycia twarzy jest kolejka.

Kolejka musi być a ja z racji, że jestem trymerem.
Trymerem to moje miejsce zawsze jest na końcu.
Tak oparty o ciepły komin statku, trzymając.
Trzymając się relingu i zejściówki z pelengowego spoglądam.

Spoglądam na Morze nigdy się nie zastanawiałem.
Zastanawiałem się, że tak wielkie morze, może być tak zburzone.
Zburzone, wysokie fale i ten hałas, szum łamiących się grzywaczy i wiatr.
Wiatr wygrywający jakieś piekielne melodie na masztach i takielunku.

Ciemność wokoło naszego statku i jego ze żywiołem walka.
Walka statku rybackiego z potężnym żywiołem, morzem.
Morzem, które się zamieniło się w jakąś piekielną kipiel.
Załoga pokładowa nadal pracuje przy mocowaniu beczek.

Beczek na pokładzie, statek idzie na fale, sztormuje.
Sztormuje idąc na sztormowy wiatr i fale.
Fale są już za duża by statek szedł innym kursem.
Toteż częściej na statek na jego pokład wpada potężna fala.

Fala przechodzi pokładem przewraca beczki i pracujących rybaków.
Jeszcze jedno spojrzenie na morze na walkę statku.
Statku rybackiego z morzem, walkę z potężnym żywiołem.
Żywiołem, ale statek musi być tym, który zwycięży.

Zwycięży, bo w nim nasza nadzieja, nasze życie.
Oczy pieką mnie od wody morskiej, ale nie mogę oderwać oczu.
Oczu od piękna żywiołu, morze dziś ma kolor czarny.
Czarny i ta ukazująca się biel łamiących się grzywaczy.

.Grzywaczy łamiące potężne fale głośnym hałasem.
Patrzeć, patrzeć i zapamiętać to piękno żywiołu.
Żywiołu by móc kiedyś na lądzie komuś opowiedzieć.
Opowiedzieć – ale czy znajdzie i będzie ten ktoś.

Ktoś, kto będzie chciał słuchać opowiadania o sztormie?
Sztormie, o starym statku rybackim, który walczy.
Walczy z piekielną kipielą morza.
Opowiedzieć o tych wspaniałych ludziach, o tych rybakach morskich.

O tym, jaka jest ich ciężka praca tu na morzu w sztormie.
To piękno mogą oglądać tylko wybrańcy, Ludzie Morza RYBACY MORSCY.
Inni mogą to zobaczyć na pięknych obrazach wspaniałego marynisty.
Marynisty, jakim był artysta, marynista pan Mokwa.

To im musi wystarczyć, zobaczyć, podziwiać morze na płótnie obrazu.
Pewnie, że są i tacy na naszym statku, którzy proszą Boga.
Boga żeby już się skończył ten piekielny sztorm.
Sztorm a ja chce jeszcze popatrzeć na ten sztorm w dzień.

Dzień i w nocy i kogo to Pan Bóg ma wysłuchać?
Dopiero leżąc w koji czuję swoje zmęczenie.
Zmęczenie przeżywam pracę a i lekcje życia na pokładzie.
Pokładzie – te fale, które nas zalewały na pokładzie, tu w koji.

Koji wyczuwam walkę naszego statku.
Statku, który trafił na jakąś potężną falę, statek ma jakieś drgania.
Drgania, trzęsie się, to znowu rufa statku unosi się gdzieś wysoko.
Wysoko by po chwili lecieć w otchłań morza.

Moje ciało na sekundę jest pozbawione przyciągania.
Mogę włożyć książkę pod plecy gdyż zawisło moje ciało.
Ciało jest zawieszone w jakieś nie naturalnej próżni.
Próżni, nawet jest to zabawne i usypiające.

Marian Rodak