Wydarzenia na SS Emilia Sauber

·

KILKA LAT PÓŹNIEJ

Wrak statku EMILA SAUBER zostaje ściągnięty z mielizny i odholowany do portu Gdynia. Zostaje przycumowany do nabrzeża stoczni remontowej a właściwie do nabrzeża Serwisu GAL-u. Rozerwana przez torpedy burta jest już zaspawana nowymi blachami, wrak stoi spokojnie na wodzie w basenie portowym, na dziobie i rufie wraku są dość wyraźnie widoczne napisy, nazwa statku, dziób statku jest wysoko uniesiony jak by wrak chciał powiedzieć – będę jeszcze pływał. Widok wraku jest przykry, spalony, zniszczony przez morze, sztormy, lody i czas, jaki minął od zatopienia do wydobycia go i przycumowania do nabrzeża portowego. Cały jest zardzewiały i tylko maszty, chociaż ograbione z takielunków dumnie stoją. Bomy leżą na pokładzie statku, a jeden z nich nokiem zagląda do pierwszej ładowni. Nadbudówka śródokręcia, tam gdzie był mostek kapitański widać zdeformowane blachy stalowe, to po pożarze – taka była wysoka temperatura, gdy statek płonął. Potężny komin statku góruje nad wszystkim, stoi na swoim miejscu, chociaż widać, że zdjęto mocujące go szlaki, nawet mosiężna, potężna syrena gdzieś zniknęła z komina, obok komina stoi kilka nawiewników. Przez te nawiewniki kiedyś przechodziło zbawcze powietrze dla tych, co tam na dole przy kotłach ciężko pracowali i ochładzało ich ciała oblane potem.

Po długim oczekiwaniu i staraniu się o zaokrętowanie na jakiś statek, pewnego dnia otrzymuje skierowanie na statek. Jestem szczęśliwy, będę mógł wypłynąć na morze, na dalekie morze. Pływanie na harcerskich jachtach HOM-u po zatoce było dla mnie za ciasne, moim marzeniem to popłynąć gdzieś hen daleko, na dalekie morza.
Marzenia moje się spełniają, zostaje skierowany na statek s/s EMILA SAUBER, dziwna nazwa statku.
Szybko wychodzę z biura armatora i już gdyby to nie było śmieszne leciałbym jak na skrzydłach byle by być na swoim statku. Zatrzymuje się na chwilę i zastanawiam się a gdzie ten mój statek stoi, w jakim basenie? Wracam do biura i dowiaduje się, że statek stoi tu w stoczni na Waszyngtona, dziękuje i już mnie nie ma w budynku. Idąc na statek rozmyślam nad nazwą statku, co to za nazwa? S/s ” Emila Sauber”. Nie znam nikogo o takim nazwisku, ale pewnie ta osoba była bardzo ważna skoro nazwano jej nazwiskiem statek, a może ten ktoś brał udział w rewolucji, albo jest wielkim komunistą, może była przyjaciółką Stalina, a może i czymś więcej i dlatego nazwali jej imieniem statek. Nie jest ważna nazwa statku, ważne, że będę na statku i że popłynę w morze, to jest ważne.
Wchodzę na teren stoczni i już idę w kierunku gdzie stoją nasze polskie statki, a jest ich kilka: s/s Lublin, s/s Gopło, s/s Gliwice, co jeszcze niedawno nazywał się Lidia. Ale gdzie jest mój statek, to jest dla mnie ważne, no nie widzę statku o takiej nazwie a może go przeholowali do innego basenu? Pewnie jest pod bunkrem, trzeba się zapytać.
Trzeba zasięgnąć języka jak to się mówi, dyspozytor wie o wszystkim, wchodzę do biura…
– dzień dobry, mówię, proszę pana jestem skierowany na statek i mówię nazwę mojego statku. A może statek mój poszedł pod bunkier? Pytam.
Dyspozytor patrzy przez chwilę na mnie, uśmiecha się jakoś dziwnie, a po chwili mówi, pod bunkier to ten twój okręt długo nie pójdzie synu, ale popatrz tu przez okno – widzisz ten wrak?
– Widzę, to stary wrak, mówię.
– No to jest twój okręt, to jest „Emila Sauber”, zasuwaj, bo pójdzie w morze bez ciebie.
Długo patrzę na ten wrak i to ma być mój statek? Bardzo wielkie jest moje rozczarowanie, przecież to jest zwyczajny wrak, taki, jakim był „Otto Alfred Miller”, niemiecki spalony wrak, na którym pracowałem w stoczni. A ten tutaj wrak to przecież to ten, co stał pod Helem. Przypominam go sobie, gdy pływaliśmy na jachtach HOM-u, podchodziliśmy blisko wraku i oglądaliśmy go.
Ale mam skierowanie na ten wrak wiec wchodzę na jego pokład a pierwszego napotkanego człowieka pytam.
– Halo, proszę pana a gdzie ma kabinę pierwszy mechanik?
– Kabinę? Pyta ów człowiek. Sam się rozgląda, panie kabin to tu na tym statku nie ma, a mechanik urzęduje piętro wyżej.
Jest mi strasznie głupio, przecież jestem na wraku, który kilka lat temu spalił się, a ja naiwniak pytam o kabiny.
– Dziękuje panu – mówię i wchodzę po prowizorycznych schodach piętro wyżej, wszędzie jest ciemno tylko tam po prawej burcie widzę jakieś światło, wiec idę tam, Wchodzę do oświetlonego pomieszczenia.
– Dzień dobry, mam skierowanie do pracy na tym statku i podaje to pisemko.
– A, to ty? Daj to skierowanie, no dobrze, bo tyle czasu czekam na człowieka, będzie nas dwóch, na którym byłeś ostatnio, chodzi mi o statek?
– Ja? Ja nie byłem na żadnym statku proszę pana – odpowiadam.
– To, kogo oni mi tu przysyłają? Przerywa mi mechanik, ja potrzebuje człowieka, który wie gdzie rufa a gdzie dziób statku a nie jakiegoś zielono dzioba! Chłopie a ty gdzie pracowałeś?
– Ja? Panie mechaniku- odpowiadam- ja pracowałem w gdyńskiej stoczni, wie pan w brygadzie Milosia, na maszynowym.
– Co? Przerywa mechanik- pracowałeś u Milosia na maszynowym?
– Tak panie mechaniku.
– A pana Papkę znałeś?
– No pewnie, proszę pana to przecież nasz mistrz jest.
– To pewnie pracowałeś trochę na statkach?
– Pan wie ile stoi statków tam na stoczni? I to takie jak ten o taki VALE z Hamburga, piękny statek, ale Ruskie go zabierają.
– A ja, na stoczni byłem w zeszłym roku, byłem na s/s WISŁA mówi mechanik, ty wiesz ile tam było roboty?
– Wiem, wiem, bo robiłem na pana statku, na Wiśle a ile kłopotu było z maszyną główną z tymi łożyskami- mówię.
– O to widzę, że pracowałeś na statkach, ale nie przypominam żebym cię widział, no, ale wiesz ilu tam ludzi pracowało?
– Panie mechaniku pan pamięta ile kłopotu było z łożyskami na głównej maszynie?
– A było tam i nie tylko z łożyskami roboty, ważne, że mam człowieka, jakiego potrzebuje tu na statku, będzie nas dwóch do pracy a już nie pracujesz w stoczni, dlaczego?
– Staram się na pływanie- mówię
– A tam w stoczni, na jakich statkach pracowałeś?
No na wszystkich, na VALE, na WIŚLE, KOŁOBRZEGU, OTTO ALFRED MILLER, na s/s WAZA, wie pan na tym naszym pierwszym promie kolejowym, no i na innych statkach -odpowiadam.
– No to mam pomocnika będziemy tu pracowali na tym statku, to jest statek! A nie wrak, to sobie zapamiętaj ten statek będzie jeszcze pływał a wrak to taki, co to już idzie na żyletki.
– Panie mechaniku -pytam nieśmiało- a kiedy ten nasz statek będzie mógł wyjść w morze, bo wie pan może ja na nim popłynę?
– Oj chłopie, jeszcze dużo wody popłynie zanim ten statek ożyje, a ty na nim będziesz mógł wyjść w morze.
Nastała chwila ciszy, bo trochę czuje się tak jakby ktoś na moją głowę wylał duży kubeł zimnej wody, i że moje marzenia gdzieś odeszły daleko, przecież to wrak i…
– A masz kombinezon?- Mechanik przerywa mi moje myśli.
– Mam, mam. Tam koło magazynu jest nasza szatnia jak przychodzimy na dejmanke na statki.
– To musisz przynieś te swoje lumpy tu, tu widzisz ile miejsca tu będziemy mieszkać i pracować.
Rozglądam się po tym pomieszczeniu, które jest całe wypalone a stalowe ściany zdeformowane przez wysoką temperaturę pożaru. Całe wyposażenie to jakieś dwa krzesła, stół i coś, co może było kiedyś szafą, ktoś to przyniósł z lądu. Burta pomieszczenia również jest pofalowana przez temperaturę a z pięciu bulajów są dwa, które mają jeszcze szyby pewnie, gdy statek płonął bulaje te były otwarte. I to jest mój okręt, jestem na statku i tylko nie wiem czy ja na tym statku kiedyś popłynę.
Mechanik jest tu na tym statku, jak to się mówi pierwszym po Bogu, a ja będę jego prawą ręką i będę pośrednikiem miedzy tymi, co tu pracują a mechanikiem, będę im przekazywał, polecenia mechanika, co i kiedy mają ci ludzie robić. Jest tu dużo ludzi i często się zmieniają, bo i warunki tu na statku są bardzo nieprzyjemne, nieprzyjemny zaduch po pożarze a i po mule, który jest wszędzie. Ta grupa ludzi pracuje przy usuwaniu mułu z pomieszczeń statku, przez kilka lat statek stał na mieliźnie a przez potężne wyrwy po storpedowaniu go morze zamuliło pomieszczenia statku. Prócz tego są i pozostałości po pożarze i to wszystko należy usunąć z pomieszczeń, jest to ciężka, brudna i niebezpieczna praca a zwłaszcza w maszynowni i kotłowni.
Gdy chodzę po maszynowni widzę jak jest ona strasznie zniszczona, a słabe oświetlenie tych pomieszczeń potęguje te widoczne zniszczenia. Wszędzie jest pełno mułu, który jest zbierany łopatami przez pracujących tu ludzi i we wiadrach wynoszony na pokład statku gdzie stoją duże pojemniki, a po ich napełnieniu zostaną przetransportowane dźwigiem na ciężarowe samochody, które stoją na nabrzeżu i gdzieś tam wywiezione. Jest to ciężka praca, niebezpieczna, bo wszędzie zwisają z sufitów jakieś szyny, kable, zbiorniki, urządzenia i inne rzeczy. Pomieszczenie, które zajmujemy z mechanikiem jest wypalone, ściany, sufit, podłoga wszystko jest w rdzy, jedna żarówka zwisa ze sufitu i nad stołem. Jest to ponure pomieszczenie, za zgodą mechanika oczyszczamy pomieszczenie z rdzy i malujemy białą farbą olejną, a za nie wiedzą mechanika podkradamy zdeponowane w magazynie rzeczy ze statków, są to fotele, stoły, kanapy, szafy a wszystko to zostało zdjęte z statków, które pływały w czasie wojny, są tu zdeponowane rzeczy z s/s KOŁOBRZEG, s/s WAZA i z innych statków.
Po kilku dniach nasze pomieszczenie trochę przypomina kabinę statku a mechanik nazywa je salonem. Jest jasno, bo i oświetla je więcej żarówek, które przynoszę ze stojących tu statków, ale za to mamy u siebie więcej gości z technicznego, a nawet z Loydu ktoś przychodzi. Mijają dni pracy na statku, widać, że już są miejsca oczyszczone z mułu, jedno z tych pomieszczeń to kotłownia i szyb kotłowni. Tu już trwa demontaż armatury kotłów, czyszczenie kotłów, zdemontowana armatura jest wynoszona do góry, do pomieszczenia, które kiedyś było mesą załogi statku.
Tam gdzie była kuchnia, gdy statek pływał dziś jest prowizoryczna umywalnia dla tych, co pracują tu na statku, w pomieszczeniu na rufie gdzie były kabiny dla załogi dziś jest przebieralnia. Na statku pracuje kilkunastu ludzi, pracują po kilku w grupie, jedni na dole napełniają mułem, śmieciami wiadra, inni je wynoszą do góry na pokład statku, a jeszcze inni usuwają z zasobni węglowych węgiel. Jest to bardzo brudna i niebezpieczna praca. Najgorzej jest w maszynowni, na lewej burcie po storpedowaniu wszystko się zamieniło w kupę żelastwa, we wielkie rumowisko, a wszystko to jest zasypane, zamulone. Tak, że nie widać gdzie są fundamenty tych urządzeń, niewiadomo czy te urządzenia tu stały. Potężna maszyna główna też jakoś dziwnie stoi. Ma zerwane kolumny na dole z lewej burty przy fundamencie i jest przechylona na prawą burtę, nie wiem jak to się dzieje, że ta maszyna tak przechylona jeszcze stoi. Ze szybu i sufitu maszynowni zwisają jakieś spalone zbiorniki, szyny, kable, przewody, podesty i inne rzeczy, które wyglądają niebezpiecznie, wydaje się, że za chwile to wszystko runie na dół tam na tych ludzi, którzy pracują przy oczyszczaniu maszynowni.
Tu w maszynowni i kotłowni jest straszny zaduch wydobywający się z nagromadzonego mułu, ludzie go usuwają przy pomocy małych łopat i innych narzędzi. Ludzie mają zasłonięte usta by nie wdychać i nie czuć przykrego zapachu, każdy z ma małą lampę elektryczną, która oświetla jego miejsce pracy. Muł i inne śmieci są wrzucane do wiader i wynoszone na pokład, jest to ciężka i nieprzyjemna praca. Takie prace są wykonywane we wszystkich pomieszczeniach statku, wszędzie jest pełno mułu, śmieci po pożarze. Nadzór nad tymi pracami ma mechanik, on tu wydaje polecenia jak i gdzie mają pracować ludzie, moja praca to sprawdzać czy są wykonywane polecenia mechanika i powiadamiać o ich wykonaniu. Lepsze są warunki pracy w ładowniach statku, jest tu mniejszy zaduch, bo ładownie są otwarte. Najgorzej jest w trzeciej ładowni, ta ładownia została zniszczona i przez ogień i przez wodę, tu była rozerwana burta i grodź miedzy maszynownią i ładownią i jest ona bardzo zamulona.
Po zakończeniu dnia pracy moim obowiązkiem jest sprawdzenie czy zostały wykonane polecenia mechanika, ilu ludzi pracowało, nazwiska i inne uwagi, które są wpisywane do Dziennika Prac. Nie wszyscy chcą tu pracować w tak nieprzyjemnej pracy gdzie przy usuwaniu mułu napotyka się często na ludzkie szczątki, kości, czaszki…
Zwłaszcza w trzeciej ładowni; dno ładowni przegrodzone jest wzdłuż osłoną tunelu wału śrubowego, tunel jest wysoki ma około dwóch metrów I tu na tym tunelu ukazuje się przykry widok, na osłonie tunelu leżą ludzkie czaszki, Zostały położone przez tych, co oczyszczają ładownie, a spotkane, znalezione czaszki kładą na tunel przez szacunek dla zmarłych, że zakłócono im spokój, który miał być dla nich wiecznym spokojem. Tu w ładowniach statku Emila Sauber. Bywa, że ci, którzy tu pracują w ładowniach statku znajdują różne drobiazgi, jakiś zegarek, pierścionek, obrączkę i inne rzeczy osobiste tych, którzy zginęli w dniu tragedii.
Sobota, ludzie skończyli już swoją nieprzyjemną prace i zeszli ze statku. Pozostał wachtowy, który pilnuje bezpieczeństwa statku. Również i ja jeszcze pozostanę na statku przez małą godzinkę by sprawdzić czy zostały wykonane prace, wyłączyć oświetlenie tam gdzie nie jest ono już ni potrzebne Sprawdzam statek od dziobu po pelengowy, maszynownie, kotłownie, pomieszczenie na rufie tam gdzie jest przebieralnia dla tych, którzy pracują tu na statku, ktoś mógł zostawić tlący się papieros albo zapalone światło. Jest lato, piękna pogoda, wracając pokładem z rufy spoglądam do luku trzeciej ładowni, patrzę na leżące czaszki ludzkie ułożona na osłonie wału śrubowego, jest to smutny widok, tyle ofiar, to była straszna tragedia. Odchodzę od luku ładowni, ale coś mi na ułamek sekundy zabłysło, gdzieś tam na dole w ładowni, odchodzę i idę do w stronę pomieszczenia – ale co to było to, co tak mi zabłyszczało, zastanawiam się i po chwili wracam by zobaczyć, co to jest. Wracam do luku trzeciej ładowni i zaglądam tam na dół, nic nie widzę, ale przecież stałem trochę dalej, podchodzę do tego miejsca, o, widzę znowu, że coś mi błysnęło, to coś leży na dole w ładowni.
Szybko schodzę do maszynowni przez rozerwaną grodź wchodzę do trzeciej ładowni, szukam przedmiotu, który mnie tak zaciekawił, gdzie to jest – myślę i rozglądam się po dnie ładowni, przecież go widziałem, gdzieś to leżało, ale tu jest czysto, rozglądam się – gdzie jesteś? Spoglądam to na grodź to na burtę ładowni tu od rufy, to tu gdzieś było w kącie ładowni, to może leżeć na wspornikach. Biorę stojącą drabinę i ustawiam tak by zobaczyć, co jest na wspornikach miedzy grodzią rufową i burtą ładowni. Tu na wsporniku leży małe okrągłe lusterko i tylko mała jego cześć jest widoczna, reszta jest zabrudzona, dopiero, gdy sięgam po lusterko, widzę, że jest tu również ludzka czaszka, przez sekundę się zastanawiam, a po chwili zabieram obie rzeczy i schodzę z drabiny. Wychodzę na pokład i oglądam, lusterko jest całe, na odwrocie jest widoczna czarna końska głowa, czaszka wydaje mi się jakaś inna, mała, jest zabrudzona czymś, jakaś zatłuszczona, jest na niej rdza, tyle lat tu leżała ta czaszka, nawet nie myśląc myje tą czaszkę, wypłukuje z niej brud, wycieram ją jakąś szmatą i idę do naszego pomieszczenia by wpisać do Dziennika wykonane czynności. Przy świetle lampy oglądam już czystą czaszkę ludzką, jest inna ma piękne śnieżno białe uzębienie, pewnie należała do kogoś, kto był młody.
Kładę tajemniczą czaszkę na stół, który przylega do mojej kanapy, oglądam lusterko, dobrze się zachowało, jest całe, a to ciekawe, myślę, że obie te rzeczy były razem na wsporniku. Patrzę w puste oczodoły czaszki, mam wrażenie, że te puste oczodoły patrzą na mnie, dziwne uczucie. Wygląda tak jak gdyby dwoje ludzi patrzało sobie w oczy chcąc zajrzeć w swoje dusze. Przecież ta czaszka nie ma oczu, ale ja mam wrażenie, że patrzy na mnie, patrzymy sobie w oczy, cisza, półmrok jest w salonie, jak nazywa mechanik nasze pomieszczenie.
Tylko mała lampa świeci się nad moim stołem, na którym leży tajemnicza czaszka. Właściwie już powinienem pójść do domu, ale mam jeszcze czas, więc się wygodnie rozsiadłem na kanapie i rozmyślam o tej leżącej na stole czaszce. To dziwne – myślę – tyle ludzi sprzątało w ładowni, no i ja przecież tyle razy byłem w ładowni, a ile to razy spoglądałem z pokładu do luku ładowni i nikt nie widział tego małego lusterka i tej czaszki. Patrzę na tą czaszkę, jej piękne białe zęby, oparta o blat robi wrażenie, że za chwile przemówi do mnie, ale to ja tylko do niej mówię, oczywiście, że w myślach. Kim byłaś nieszczęśliwa istoto? Po co cię zobaczyłem i zabrałem cię z twego miejsca spoczynku? Umyłem cię, przyniosłem tu, postawiłem na stole to, co pozostało po tobie. Pewnie gdzieś tam, gdzie został twój dom ktoś ciebie oczekuje i modli się o twój powrót do domu, bo nie chce wierzyć, że ciebie już nie ma tu na tym świecie, powiedz, skoro patrzymy sobie w oczy to powiedzmy sobie, kim jesteśmy.
Przyłapuje się, że rozmawiam półgłosem, zasłaniam sobie usta, koniec tych wrażeń- myślę- trzeba się przebrać i pójść do domu. Ale tak mi się wygodnie siedzi i jakoś mi się spać zachciało. Pewnie będzie padać, myślę i zamiast wstać wygodnie kładę się na kanapie i patrzę na czaszkę, ciekawe, kim mogła być ta istota, jak się nazywała, gdzie jest, gdzie był jej dom? Taka mała czaszka a tyle w niej tajemnicy, patrzę, patrzę i….
Do Gdańska przyjechaliśmy pociągiem, razem z mamą i ciocią Ani, później pociągiem do portu, była noc i nic nie widziałam, wiem, że mieliśmy taki wózek, taki mały i miał czterech kołach, takie małe i pomalowane na czerwony kolor. Nie, nie to nie była zabawka, na tym wózku mieliśmy nasze rzeczy i trochę suchego chleba. Musieliśmy uciekać, bo wszyscy uciekali przed tą wojną, przed tym, mówili, że uciekamy przed frontem, przed wojną. Że tu jak będziemy w Gdańsku, to nas nie zabiją ci inni żołnierze, no, jakoś ich nazywali, co? Zapomniałam. Tak mi mówiły mama i ciocia Ani, że jak nas ci żołnierze złapią to nas zamordują i dlatego musimy uciekać do cioci do Kilu, do cioci Moniki i że tam będzie nam dobrze. Ja? Ja mam na imię tak jak inne dziewczyny, mówią na mnie Haidi, tak Haidi, nie Aidi , Haidi. Ile mam lat? No ja mam, jestem już duża. Tak, tak już tu czekamy na statek parę dni, tu w tym dużym magazynie, tak mówią, że to magazyn,nie wolno nam wychodzić z niego bo są naloty. Oj, tak tu jest nam bardzo zimno, dlatego śpimy wszyscy, skuleni, aby się ogrzać a mama mnie trzyma w swoich ramionach i nie pozwala mi wychodzić. Są tu inne dziewczyny, ale mama i ciocia mnie pilnują i musze być do nich, przytulona, bo musze być zdrowa, tam czeka w Kilu ciocia Monika …
Poznałam koleżanki, które przychodzą do mnie i rozmawiamy o tym, że będziemy płynąć na statku po morzu, daleko będziemy płynąć. O, tak tu jest bardzo dużo ludzi, wszyscy się martwią, że ich nie zabierze statek i będą musieli tu pozostać w magazynie i jak przyjdzie ta wojna to umrą. Ja już byłam u cioci Moniki w Kilu, nie, nie statkiem, pojechałam pociągiem do cioci, No tak, to było dawno, teraz jest wojna, popłyniemy statkiem, Nie, nie wiem, który to był dzień, ale to było rano i ktoś otworzył takie duże drzwi tego magazynu i krzyczał, że jest statek i wszyscy muszą szybko wchodzić na statek, bo statek będzie zaraz odpływał. Wszyscy szybko wychodzili z tego magazynu i ja też uciekłam z koleżankami przez te duże drzwi i zobaczyłam taki duży statek, był taki ładny, miał taki duży komin i takie strasznie wielkie maszty a z komina wychodził taki duży ciemny dym, był taki duży, że nie można było na niego wejść, ale były takie schody, wszyscy chcieli nimi wejść na statek. Jak się nazywał ten statek? Musze sobie przypomnieć, już wiem, nie tak, inaczej, a już wiem EMILA SAUBER. Było tak dużo ludzi a ja widziałam jak mama i ciocia ciągną nasz mały wózek i mama do mnie kiwa żebym z koleżankami wchodziła na statek.
Już jesteśmy na statku, och, jaki on jest duży, a ile tu jest już ludzi na tym statku, ale nie ma mamy i cioci, gdzie one są? Mamo! Mamo! Ciociu! Ciociu! Wołam, wołam i płaczę, bo się, boje być sama. Mamo! Mamo! Stoję w małej grupie ludzi, po chwili jakiś człowiek każe nam wchodzić do takiej dużej piwnicy tego statku, och jak tam jest ciemno, boję się. Ale ten pan każe nam tam schodzić na dół i zajmować sobie miejsce i mówi, że mama mnie znajdzie. Ja i moje koleżanki jesteśmy w tej piwnicy, są już tu i inni ludzie, którzy chodzą po tej piwnicy, inni już sobie siedzą przykryci kocami, odzieżą bo jest zimno. Jedna z koleżanek mówi do mnie, Haidi będziemy się bawić w chowanego, zobacz tam na dole można się schować. Chodźcie na dół – mówi inna – patrzcie jak tam jest strasznie ciemno, nie lepiej zostańmy tutaj. I nagle słyszę głos swojej mamy – Haidi! Haidi, Haidi gdzie jesteś, woła mnie głośno mama.
– Mama! Mama! Wołam, ale moje wołanie miesza się z innymi wołaniami, innymi głosami, innymi krzykami, ale najgłośniej jest słychać słowo Mamo, mamo! Dopiero teraz widzę, że tu w tej piwnicy jest pełno ludzi, a po takich dużych drewnianych schodach schodzą i wychodzą ludzie, chcę wejść na te schody i znowu słyszę Haidi! Haidi gdzie jesteś?
– Moje dziecko mi zginęło! Krzyczy moja mama.
– Mamo! Mamo! Wołam, mamo tu jestem, chcę wyjść z tej piwnicy, ale ci, co są na tych schodach nie pozwalają mi wyjść tam na górę, tam gdzie słyszę wołanie mojej mamy.
Po chwili słyszę głos mojej mamy tu, tu na dole, gdzieś koło mnie. Słyszę ją jak mnie woła Haidi, Haidi. Przeciskam się przez tłum ludzi w stronę głosu mojej matki i wołam mamo! Mamo! To ja Haidi! Tu jestem! Płaczę i krzyczę, boję się, wołałam – mama, mama, gdy już byłam w ramionach mojej mamy. Później płakaliśmy, obie ja i moja mama, Co? Co się stało z moją ciocią?
Tak, tak ciocia weszła na statek, ale jak zobaczyła te straszne piwnice na statku, te duże ciemne piwnice, do których kazano wchodzić i tam mamy siedzieć, uciekła ze statku zostawiając swoje rzeczy, bała się. Nie, nie wiem, co się stało z ciocią. My? Moja mama i ja usiedliśmy tam w kącie gdzie siedziały moje koleżanki. Przykryłyśmy się kocem i rozmawiałyśmy sobie szeptem o tym, co będzie jak statek będzie na morzu.
A później? Później to słyszałam jak ludzie mówili, że statek już płynie i że jesteśmy na morzu. Patrzałam tam do góry tam było takie małe światełko, tam na suficie tej dużej piwnicy, ale tu w naszym kącie było bardzo ciemno i tuliłam się do mamy, bałam się. Tak – byłam zmęczona i zasypiałam, co chwilę, a tam na dole było słychać jak coś stukało. Co było później? Nie wiem, zasnęłam. Obudziło mnie przewracanie się statku i było strasznie dużo ognia, wielkiego ognia, musiałam zamknąć oczy, bo mnie bolały od tego ognia.
Nie, nie słyszałam żadnego huku. Wiem, że był wielki ogień a te deski, te podłogi zaczęły spadać gdzieś tam na dół. Bałam się i krzyczałam. Wszyscy krzyczeliśmy. Ja? Ja nie mogłam się ruszać, coś mnie przygniatało, Nie wiem, co to było to, co mnie przygniatało. Wszystko się tu waliło. Było tak jasno, że musiałam zamykać oczy, bo mnie bolały, był wielki hałas, wszyscy krzyczeli. Ktoś na mnie spadł i wołał pomocy, bałam się go. Ja? Ja nie wiem czy krzyczałam, ja tylko słyszałam jak ludzie krzyczeli, wołali pomocy i słyszałam, że gdzieś tam na dole woda zalewa tą naszą piwnice. Tak, tak ja próbowałam się wydostać i gdy się obróciłam i otworzyłam oczy, zobaczyłam, że wszędzie jest ogień i że jest dużo wody.
Obudziłam się, gdy znowu statek się jakoś przewrócił, było bardzo gorąco, wszystko się paliło. A ja? Ja byłam w jakimś kącie przygnieciona czymś, to nie były deski, to było coś i dużo było tego. Nie, nie wiem czy to, co mnie przygniatało do tej blaszany ściany czy to byli ludzie, nie wiem, Nie, nie mogę się ruszać, Dlaczego? Bo zapomniałam jak się rusza nogami i rękami, zapomniałam jak to robić, gdzie są moje nogi i ręce. Tak, tak patrzałam jak ten straszny ogień, który zbliża się do mnie, wołałam, nie mogę się ruszać a na mojej głowie coś leży, to był ktoś to była Heinki. Wołałam ją by mi pomogła. Czułam żar, dusiłam się, myślałam o mamie, o cioci w Kilu o moich, koleżankach, gdzie one są?
Och, och jak tu jest gorąco, moje włosy się palą, cała się palę, wiem, że się palę, ale nie czuje bólu, moje oczy nie zamykają mi się. Słyszę wołania ludzi a moja głowa jest przyciskana do czegoś twardego, chcę spać…

Mocne szarpanie budzi mnie, w pierwszej chwili nie wiem gdzie jestem i pytam się,
– O co panu chodzi? A to pan, panie wachtowy
– Panie pomocnik to pan jeszcze tu? Mówi wachtowy
– A która to już godzina? Pytam.
– O już jest po dziesiątej.
– Po jakiej dziesiątej? Pytam
– Wieczór panie, wieczór, już noc panie pomocnik a pan to, co udaje czy się bawi w Hamleta?
– Dlaczego udaje Hamleta?
– No, bo trzyma pan na piersi czerep ludzki jak ten tam na filmie Hamlet.
– Czerep, jaki czerep? Pytam.
Dopiero teraz widzę, że w ręku trzymam tą ludzką czaszkę, tą, co przyniosłem do naszego pomieszczenia, stawiam ostrożnie czaszkę na stół, jest mi trochę głupio, a nie wiem, co powiedzieć wachtowemu, po chwili pytam, To już tak późno, panie wachtowy, wie pan koniec miesiąca to wpisywałem godziny pracy, wie pan dla mechanika.
– Widzę, widzę -mówi wachtowy- a ja byłem u dyspozytora, bo musiałem dzwonić do domu, wracam na statek, patrzę a u was w pomieszczeniu pali się światło, myślałem, że ktoś zapomniał, więc chciałem je wyłączyć, ale patrzę na drzwiach nie wisi kłódka, więc wszedłem a tu patrzę pan śpi jak młody bóg a i nie sam, bo do serca przyciska sobie czerep i pewnie to kobieca ta czaszka?
– Dziękuję – przerywam wachtowemu- dziękuję, że mnie pan obudził, niech pan wyjdzie, bo chcę się przebrać.
– Nie ma co się spieszyć, bo jeszcze pada deszcz, mówi wachtowy
– Co deszcz pada?
– A jak grzmiało, to pan nic nie słyszał?
– I mówi pan, że była burza, nic nie słyszałem spałem, odpowiadam.
Wachtowy wychodzi z mojego pomieszczenia a ja zaczynam się przebierać by pójść do domu, gdy chcę już zgasić oświetlenie nad stołem, spoglądam na tę czaszkę, przecież jej tu nie zostawię na stole, zastanawiam, co z nią zrobić, przecież cię nie wyrzucę do pojemnika ze śmieciami. Po chwili owijam ją w ręcznik i chowam do swojej szafki, jutro zobaczę, co zrobię. W drodze do domu rozmyślam, co za dziwny sen miałem, właściwie to w śnie nic nie widziałem, nic mi się nie śniło, a jednak rozmawiałem z dziewczyną, czekaj jak ona miała na imię? Zastanawiam się, takie dziwne imię mówiła, o już wiem Haidi. Haidi, co to za imię? A przecież to Niemka. Przecież ja nie umiem po niemiecku a ona pewnie była Niemką, dziwne, ale wiem, że z nią rozmawiałem, ona mi opowiadała jak płynęła na tym statku, co to za sny miewa człowiek?

Prace porządkowe na s/s EMILA SAUBER dają już widoczne efekty, dni mijają. Usunięto już muł i śmieci z ładowni trzeciej i drugiej, kotłownia jest uporządkowana i tu już rozpoczęto demontaż armatury z kotłów, wyczyszczono kotły, które zostały napełnione wodą i są lekko podgrzewane by sprawdzić ich szczelność. W paleniskach kotłów na zmianę to jedno palenisko się pali to drugie, tak by woda w kotle uzyskała kilkadziesiąt stopni ciepła, w palenisku, w którym się nie pali sprawdzam, czy nie ma przecieku i zgłaszam mechanikowi. Bywa, że po pracy, gdy jesteśmy we dwóje z mechanikiem opowiadamy sobie o naszym życiu, tak właściwie to mechanik opowiada, a ja jestem słuchaczem, mechanik w czasie wojny pływał na statkach handlowych, ale nie zawsze pod polską banderą bo i na angielskich trawlerach pływał, była to flota pomocnicza. A sam o sobie mówi, że się wysługiwał amerykańskiemu imperializmowi, amerykańskiemu i angielskiemu a teraz w nagrodę tu siedzi na tym wraku, przepraszam – statku i będę tu jeszcze długo siedział, mówi, ale Książeczki jeszcze mi nie zabrali…

– Panie mechaniku przecież pan mówił, że po wojnie pływał pan na naszych statkach i nie uciekł pan do tych no jak to pan mówi imperialistów.
– I nie ucieknę nigdy! Mam tu rodzinę, jestem i byłem Polakiem, ale są i tacy, co uważają mnie za wroga socjalizmu i ludowej ojczyzny. Barany jedne!
– Pewnie chciałby pan znowu być na statku i pływać na morzu?
– Ty, ty nie wiesz, co to jest morze -mówi szeptem mechanik-, morze dla mnie jest wszystkim, ty nie wiesz, co czuje człowiek, któremu odebrano jego miłość, jego morze, tam na morzu jestem, byłem człowiekiem, tu muszę udawać, że jestem szczęśliwy i dziękować za to, że jestem tu na Emilii Sauber. Znam ciebie od nie dawna, jesteś dobrym chłopem, ale pamiętaj, że takiej rozmowy nie było miedzy nami. Ty też chciałbyś popłynąć na morze,opowiadasz jak to pływaliście w harcerstwie na tych jachtach, chętnie ciebie słucham jak mi o tym opowiadasz, już kiedyś chciałem tobie powiedzieć, że będzie, będziesz miał dużo kłopotów zanim wypłyniesz w morze
– Co? Panie mechaniku, w biurze mi powiedzieli, że jak tylko będzie statek dla mnie to popłynę- mówię.
– No i masz tu swój statek, stoi na wodzie, a czy popłyniesz na nim w morze? to wielki znak zapytania.
– Dlaczego? Panie mechaniku przecież…
– Pytasz, dlaczego nie będziesz pływał? Bo masz w swoim życiorysie tak zasrane, że nie wiem czy do PGR-u cię przyjmą, a ty o pływaniu marzysz, po co ten twój ojciec cię spłodził aż w tej Belgii?
– To może i prawda – mówię – bo nawet mi dowodu nie chcą dać
– Mało wiesz o polityce chłopie.
– To, co? To nigdy nie będę pływał?
– Ja tobie powiedziałem prawdę, tłumaczy mi mechanik – ja mam trochę jeszcze znajomych i może tobie zrobię małą przysługę i popłyniesz na morze.
– Naprawdę panie mechaniku?
– DALMOR buduje potężną flotę rybacką, tam są moi znajomi w technicznym, napiszemy podanie i inne pisma i cię przyjmą i może zostaniesz tym marynarzem.
– Panie mechaniku a kiedy będziemy pisać te papiery jak to pan mówi?
– Ja tobie napisze, nic nikomu nie mów, jak będę miał już pewność że cię przyjmą to już będą papiery przygotowane. A teraz do roboty chłopie! Patrz już wszyscy zeszli ze statku.
– Już, już idę na obchód panie mechaniku, wszystko sprawdzę i…
– Dobra,ty sprawdź wszystko a ja już idę do domu, cześć.
Któregoś dnia przyszedłem na statek trochę spóźniony wiec mówię do mechanika, przepraszam za spóźnienie, ale pan wie dziś jest wtorek to poszedłem na hale targową po małe zakupy, wie pan dziś jest konina, ale ile ludzi było i dlatego się spóźniłem.
– A chociaż masz coś?
– No pewnie, niech pan patrzy ile mamy parówek a i belgijska jest jedna, ale jaka, będzie uczta – mówię.
– No to będzie święto – mówi mechanik- zabieraj się za robotę.
– Już, już tylko się przebiorę w lumpy – mówię.
– Ty się nie przebieraj a bierz się za żarcie, a ja pójdę na obchód statku, muszą mnie czasem zobaczyć, bo jeszcze ktoś, powie, że na statku nie ma mechanika.
Po pewnym czasie wraca mechanik, prowadzi ze sobą brygadzistę, który nadzoruję prace demontażowe, w maszynowni i kotłowni.
– O już panowie są, to ja już podaję,proszę siadać – nakładam do miski parówki, musztarda w słoju a chleb kroję w duże kawałki i zapraszam do stołu a właściwie do biurka.
– O ale Hamlet nam zrobił niespodziankę, co za żarcie- mówi brygadzista Mietek.
– O czym ty mówisz Mietek? Co za Hamlet? – pyta mechanik
– To ty nie wiesz? Twój pomocnik to Hamlet i to prawdziwy.
– Hamlet? Niby, dlaczego przecież wszyscy mówią mu panie pomocnik a nie panie Hamlet -zdziwiony jest mechanik.
– No pewnie, że na mnie mówią pomocnik mechanika a nie Hamlet – tłumaczę – nawet nie wiedzą jak mam na imię i mówią pomocnik.
– Ale teraz już jesteś Hamletem – mówi Mietek – i idę o zakład, że jak ktoś przyjdzie to będą mówili panie Hamlet a nie panie pomocnik. Uśmiecha się brygadzista do mechanika.
Pewnego dnia potężna ulewa przerwała prace porządkowe na naszym statku, ludzie rozeszli się do domu, bo nie ma, co przy takiej pogodzie robić. Siedzimy z mechanikiem w naszym salonie i rozmawiamy o pracy, kiedy się to skończy i że w maszynowni to będzie zagrycha. Ależ to burza, a walą pioruny jeszcze w nas któryś trzaśnie.
-W nas nie strzeli, bo są wyższe te kolumny oświetleniowe – tłumaczy mechanik- wiesz że lubię jak grzmi, tam na morzu lubiłem patrzeć jak szaleje burza.
– No na morzu to musi strasznie wyglądać taka burza, mówię.
– A tak – pyta mechanik – dlaczego na ciebie mówią Hamlet?
– Nie wiem -odpowiadam- i odkładam naczynia do szafy na górną półkę.
– Ty, ty, a co ty masz na dole w tej szafie? – i pokazuje na tą ludzką czaszkę, przecież to jest czerep ludzki po co go tam masz? Podaj mi ją, skąd ją masz? Jaka czysta?
Podaję czaszkę mechanikowi, zapomniałem o niej a teraz jest mi trochę głupio.
Mechanik ogląda czaszkę i mówi do mnie: – Wiesz, że jest ona ciekawa, taka biała, ale wydaje mi się, że i mniejsza jest od tych, co tam leżą w trzeciej ładowni na tunelu. Popatrz, jakie ma piękne uzębienie, skąd ją masz?
– Jak panu powiem o niej to będzie się pan ze mnie śmiał, a może jeszcze będzie mnie nazywał Romeo, a już wystarczy że mnie nazywają Hamlet.
– Daje tobie słowo pierwszego mechanika, że chociaż to nie jest polityczna rozmowa to nie wyjdzie poza te nasze drzwi,słowo.
– Słowo mechanika? -Pytam
– Jak mówię, że słowo to słowo? Ale dlaczego na ciebie mówią no wiesz Hamlet?
– Ja wiem, kto mnie tak nazwał, wie pan ten gruby z pokładu ten, co się tak chwali jak to pływał w konwojach.
– On pływał, ale w balii a nie w konwojach-mówi mechanik, Ale dlaczego tak ciębie nazwał -pyta mechanik. – A no wie pan, kiedyś jak siedziałem tu w salonie, a była taka burza jak dzisiaj to i jakoś zasnąłem, a on tu wszedł i zobaczył, że śpię, a w ręku trzymałem tą Haidi, no wie pan tą czaszkę i on to zobaczył i zaczął mi przygadywać o Hamlecie. To była sobota i to w tym dniu znalazłem Haidi.
– Co ty znalazłeś? Haidi? Co to jest Haidi?
– To ta czaszka, którą znalazłem w trzeciej ładowni
– Przecież tam jest posprzątane a te czaszki leżą na tunelu.
To nie chodzi o te czaszki, które leżą na tunelu, ja panu wszystko opowiem, niech pan posłucha.
– Gadaj, gadaj, bo to mnie zaciekawiło.
– No wie pan obchodziłem statek i jak szedłem po pokładzie z rufy to z góry spojrzałem do trzeciej ładowni, patrzę, że wszystko jest w porządku i już odchodzę od luku ładowni. Ale wydawało mi się, że coś tam na dole mi błysnęło, nawet byłem pewien, że się wydawało i już idę do umywalni, ale myślę, co to mogło tak ładnie błysnąć? Wracam do luku ładowni szukam tego, co błysnęło i dopiero po chwili znowu zobaczyłem taki mały błysk. Zeszedłem do ładowni przez maszynownię i szukam tego czegoś, Wie pan inaczej się widzi z pokładu jak się patrzy do ładowni, a ja myślałem, że to, co widziałem z pokładu leży na podłodze ładowni.
– No i co? No gadaj chłopie, bo do jutra będziemy tego szukać.
– No panie mechaniku, przecież panu mówię
– Na statku mówi się głośno i szybko.
– No, zeszedłem do ładowni i na wsporniku łączącym burtę z grodzią rufową znalazłem o to małe lusterko – podaje je mechanikowi.
– Ciekawe, że to ty zobaczyłeś to małe lusterko, ale co z czaszką?
– Przecież panu opowiadam, było to lusterko, a przy samej grodzi leżała ta czaszka, zabrałem ją do umywalni i jak myłem sobie ręce to i ją wymyłem a później przyniosłem ją do naszej kabiny – do salonu, położyłem na stole i zacząłem wypełniać Dziennik a później zasnąłem.
– A dlaczego nie poszedłeś do chałupy?
– Sam nie wiem, chmurzyło się i dzień był taki jak dziś. Wie pan taki do spania, obudził mnie ten grubas, było późno i jak zobaczył, że ja mam w ręce Haidi, to znaczy tą czaszkę, zaczął głupio gadać o tym Hamlecie.
– Chyba miał racje, jak cię zobaczył, że trzymasz przy sercu to, to jak ty mówisz, jak nazywasz?
– Haidi, Haidi tak miała ta dziewczyna na imię, Haidi, no, wie pan ta czaszka tak się nazywa, co ją ma pan w ręce.
– Chłopie a skąd ty wiesz czyja to czaszka? – pyta mechanik.
– Śniło mi się, gdy tu spałem na tej kanapie.
– I co ci się śniło?
– Właściwie to mi się nic nie śniło, tylko wiem, pamiętam, że rozmawiałem z kimś, no wie pan, z Haidi. Opowiedziałem mechanikowi mój dziwny sen. Nie wierzy mi pan, że w śnie tyle się dowiedziałem o tej tragedii na tym statku?
– No wiesz to taki dziwny sen, sen monolog jak to się mówi.
– Naprawdę, śniło mi się tak, sam nie wiem, co o tym myśleć.
– Wierzę tobie, są takie różne sny. Powiem tobie, że ja wierzę w sny, wiesz tam na morzu to się różnie śni człowiekowi.
– No widzi pan, to, co zrobimy z Haidi? No wie pan z tą czaszką?
– Sam nie wiem – mówi mechanik – sam widzisz ile tych czaszek jest w trzeciej ładowni, ale po tym, co opowiedziałeś mi o Haidi to ta czaszka nie wróci tam do ładowni.
– To dobrze panie mechaniku, bo ja myślałem, że pan będzie się ze mnie śmiał i Haidi, że Haidi będę musiał wrzucić do…
– Nie! Poczekaj musimy pomyśleć.
– To dobrze panie mechaniku, wie pan ten mój sen, a sam pan mówi, że ta czaszka jest inna, Haidi jest inna, ale co my zrobimy z Haidi, co z nią?
– Cicho, poczekaj – mówi cicho mechanik – poczekaj ja myślę, oczywiście za twoją zgodą, możemy zrobić tak jak to robią inne narody, inne religie.
– No, no to, co będzie z Haidi, co z nią zrobimy?
– Wiesz ogień to symbol wieczności, ogień oczyszcza, może ją po prostu spalmy w palenisku kotła. I to nie będzie profanacja.
Nastała cisza w naszym pomieszczeniu, nie zauważyliśmy, że burza minęła, wyszło słońce to dobrze – myślę – Haidi ma piękną pogodę na wieczne rozstanie się z tym światem. Zeszliśmy na dół statku, do kotłowni, w każdym z kotłów w jednym z jego dwóch palenisk pali się ogień, jest to niewielki ogień rozgarnięty po rusztach paleniska by ogrzewał wodę w kotle. Mechanik otwiera palenisko, widać ogień, który tu wygląda jak wielki znicz na mogile cmentarza. Tu na dole jest cisza, patrzymy w palenisko na ogień, ciszę przerywa mechanik i mówi do mnie.
– Masz Haidi – podaje mi czaszkę – to jest pożegnanie, może spotkasz ją w innym świecie.
Biorę do swych rąk to, co pozostało po Haidi, światło padające z paleniska oświetla czaszkę, wydaje się, że jest inna, wydaje się, że jest szczęśliwa. Patrzę w puste oczodoły czaszki tej, która kiedyś była Haidi, chciałbym jej coś powiedzieć w chwili pożegnania, że może kiedyś w innym świecie spotkamy się, będziemy wspominać nasze spotkanie i dzisiejsze nasze smutne pożegnanie, żegnaj Haidi. Cisza, cisza taka, jaka bywa na cmentarzu, chociaż jest to kotłownia spalonego statku, panuje chwila powagi, i tylko te skaczące cienie po ścianach kotłowni, które tworzy ogień z otwartego paleniska. Wydaje się, że one, cienie żegnają Haidi, tak jak to na cmentarzu ludzie żegnają kogoś bliskiego, żegnaj Haidi, niech spoczywa w spokoju.
Rozglądam się po kotłowni, na te skaczące cienie, może te cienie to dusze tych, których szczątki leżą tu w trzeciej ładowni s/s „EMILA SAUBER”, może jest tam i duch Haidi. Dziś Haidi odejdziesz tam gdzie czeka na ciebie mama, będziecie szczęśliwe, będzie razem po wieczność.
– Panie mechaniku – mówię szeptem – ja nie mogę i podaje czaszkę Haidi mechanikowi.
Mechanik odbiera czaszkę i ostrożnie kładzie czaszkę na łopatę, ostrożnie unosi łopatę, na wysokość paleniska, spogląda na mnie już nastała chwila, czy już czas? Jeszcze mała chwila spojrzenia na Haidi, kiwam głową, że tak, że niech się stanie – że z prochu i w proch. Mechanik powoli wsuwa do palącego paleniska łopatę, na której spoczywa czaszka, czaszka Haidi, wyciąga pustą łopatę, zamyka palenisko kotła. Stało się, nastała ciemność, zniknęły cienie na szianach kotłowni żegnające Haidi.
Gdy jesteśmy w kabinie, nikt z nas nie mówi o Haidi, jest cisza, odeszła a my? Pożegnaliśmy ją tak jak się żegna kogoś bliskiego. Po chwili schodzimy ze statku, nie mówiąc nic rozeszliśmy się do domu, to był smutny i niezapomniany dzień dla nas.

Mijają dni, a przed nami najtrudniejsza praca – oczyszczanie maszynowni. Należy usunąć zwisające urządzenia, usunąć muł z zęz pod podłogą maszynowni, karteru głównej maszyny i dużo innej pracy. W karterze maszyny głównej pracuje starszy człowiek, pracuje powoli, solidnie usuwa muł, który zastygł niczym beton. Aż tu któregoś dnia wpada ten starszy człowiek do naszego pomieszczenia, jest zdenerwowany,wystraszony i krzyczy – panie mechaniku, panie,tam na dole w karterze jest trup, nieboszczyk! Tam są kości ludzkie, ja już tam nie będę pracował!
Mechanik spokojnie wysłuchał i mówi do niego.
– Panie, panie tu wszędzie są ludzkie szczątki, nawet w tej kabinie były, niech się pan uspokoi, a tam ktoś inny będzie pracował.
– Ja już tam do karteru nie wejdę, ja się boje, mówi człowiek.
– Dobrze niech się pan uspokoi, niech pan dzisiaj już idzie do domu.
– Hamlet! Powiedz tam komuś niech wchodzi do karteru i niech kończy tą prace.
– Już się przyzwyczaiłem, że nazywają mnie Hamletem. Gdy jesteśmy we dwóje w naszym pomieszczeniu rozmawiamy.
– Pewnie, gdy torpeda uderzyła w statek to mechanik wpadł do karteru i było po nim, ty wiesz, co tam musiało się dziać, gdy torpeda uderzyła w statek?
– Nawet sobie tego nie potrafię wyobrazić, odpowiadam.
Naszą rozmowę przerywa wpadający do naszego pomieszczenia inny człowiek, ten, któremu poleciłem sprzątać w karterze maszyny. – Panie Hamlet, panie mechaniku patrzcie, co znalazłem i wymachuje nam pistoletem w jednej ręce, a w drugiej trzyma pas i kaburę, patrzcie znalazłem brauning, prawdziwy brauning.
Mechanik spokojnie odbiera broń i mówi
– to dobrze, że pan to tu przyniósł, niech pan tam jeszcze dalej szuka może będzie jeszcze jakiś karabin czy inna armata.
Po wyjściu robotnika, mechanik ogląda pistolet i mówi do mnie
– ty wiesz Hamlet ile będziemy mieli kłopotu z tym gównem, leć do dyspozytora i niech woła milicje.
– Po chwili wracam i mówię, że już blacharze jadą do nas. – Panie mechaniku, jak to może być, że w karterze był wojskowy?
– Sam się zastanawiam, może pilnował obsługę maszynowni, ale nie to jest ważne, ważne jest to, że z tego pistoletu ktoś wystrzelił wszystkie naboje a strzelający wpadł do karteru.
– Skąd pan wie, że to ten wojskowy wpadł do karteru?
0 Przecież w karterze był pas, kabura no i żelastwo, przecież tego nie nosił ani mechanik ani smarownik.
– Racja, racja, ale, do kogo on strzelał?
I to jest jeszcze jedna tajemnica, mówi mechanik, ten wojskowy wystrzelił wszystkie naboje, ale, do kogo strzelał i kiedy strzelał? Musiał strzelać wcześniej nim torpeda dosięgła statek, ale dlaczego?
– No właśnie, dlaczego on strzelał? – Pytam
To już pozostanie tajemnicą, co się wydarzyło na tym statku w jego ostatnim rejsie, ostatnim rejsie s/s EMILA SAUBER. A ci, co leżą w trzeciej ładowni na tunelu te szczątki ludzkie te już nam nie powiedzą, co się tu działo a działo się dużo. A gdy jestem tam na dole statku, tam w kotłowni i gdy przechodzę obok kotła, obok paleniska wiem, że jest to grób Haidi, i zawsze przypomina się sen,w którym mi opowiada Haidi o tej strasznej tragedii na s/s „EMILA SAUBER”.
Ku pamięci tym ludzkim szczątkom ze statku s/s „EMILA SAUBER”, które zostały gdzieś rozrzucone po nieznanej ziemi i w nieznanym miejscu.